Oglądasz wypowiedzi znalezione dla frazy: Michniewicz Czesław





Temat: Wymiana piłkarzy między Lechem Poznań i Zagłębi...
1) To prawda, że managerowie zawodników odgrywają złą rolę w polskiej piłce.
Ale nie chodzi mi o managerów zawodników grajacych w pierwszym składzie, a o
kolesi, którzy tłumaczą młodym chłopakom, że nie powinni walczyć o miejsce w
Lechu czy nie daj Boże siedzieć na ławce, tylko czesać kasę, gdzie popadnie.
Gdyby Kuszczak miał takiego managera, to zamiast uczyć się od Kiralego w Hercie
czy Van Der Sara w MU, grałby teraz w pierwszym składzie Zagłebia Lubin.

2) Zając chyba sam kolejny raz odpowiedział we wczorajszym meczu. Wchodząc na
ogony strzelił więcej bramek niż niejeden gracz z pierwszego składu.

3) Konkretnie poproszę: kogo mają zastapić Ci trzej piłkarze?
Marciniak chyba nie jest numerem 2 na żadnej pozycji w Lechu. Pytanie, czy rok
gry na prawej obronie zamiast na swoim miejscu to dla młodego chłopaka rozwój?
W statystykach ma trochę meczów w pierwszej lidze. Nic poza tym, prawego
obrońcy na reprezentacyjnym poziomie z niego nie będzie.

Wachowicza chciałbym mieć na ławce Lecha, jeśli klub na to stać. Zawsze może
zmienić lewego pomocnika, albo któregoś z mapastników. Póki co Wilk ma dobrą
rundę. Czy Wachowicz jest lepszy?

Scherfchen rozpoczął runde fatalnie, nie dziwię się, że Smuda szukał innech
rozwiązań. Szkoda by jednak było, gdyby odszedł, bo w dobrej formie Maciej jest
solidnym defensywnym pomocnikiem.

4) Mam ogromny szacunek dla Czesława Michniewicza. Ale nie przypisujmy mu
wszystkiego co pozytywne. Akurat stawianie na młodych graczy odbywało sie u
niego tylko w ostateczności, gdy nie było innego wyjścia. Łukasz Fabiański
zagrał u niego w JEDNYM meczu (pucharowy z Arką Gdynia) a zwykle nie siadał
nawet na ławce.

5) Atak. Noty za styl są w łyżwiarstwie figurowym. Póki co Lech strzelił
najwiecej bramek w lidze.


Przeczytaj wszystkie posty z tego wątku



Temat: Czesław Michniewicz żegna się z Lechem Poznań
CZESLAW MICHNIEWICZ !!!!!! CZESLAW MICHNIEWICZ !!!!!! CZESLAW MICHNIEWICZ !!!!!!
CZESLAW MICHNIEWICZ !!!!!! CZESLAW MICHNIEWICZ !!!!!! CZESLAW MICHNIEWICZ !!!!!! Przeczytaj wszystkie posty z tego wątku



Temat: Co dalej KOLEJORZU!!!
Co dalej KOLEJORZU!!!
Jak myślicie kto powinien zostać kupiony do poznańskiego lecha. Kto powinien
odejść. Czy Czesław Michniewicz dobrze pełni służbe trenera. Proszę o
wypowiedzi. Przeczytaj wszystkie posty z tego wątku



Temat: Motto Smudy: Idziemy na całość, walczymy do upa...
Najnowszy ranking PZPN na trenera. Ścisła "7"!!!
1. Stefan Majewski
2. Bogusław Baniak
3. Adam Nawałka
4. Czesław Michniewicz
5. Ryszard Wieczorek
6. Dariusz W.
7. Krzysztof Chrobak Przeczytaj wszystkie posty z tego wątku



Temat: Dziś Zagłębie - Legia, czyli mistrz kontra lider
A jutro mecz kolejki.
"I co z tego? Kiedy dwa lata temu byliśmy najlepsi w lidze, też wygrywaliśmy po
1:0, strzelając gole w końcówkach spotkań - mówi Cezary Kucharski, który z Legią
sięgał po ostatnie mistrzostwo Polski."

Też mi dobry przykład i powód do dumy. Doskonale pamiętam tą "cudowną" wiosenną
pogoń za Wisłą i dziwy w końcówkach meczów Legii prawie co kolejkę.

Przypomniał mi się też mecz pucharowy Legii z Lechem z sezonu 2004/5 - mecz
sędziował sędzia Słupik (obecnie przebywa w pomieszczeniu 2x3m we Wrocławiu).

Przy wyniku 1:1, dającym awans Lechowi, przez ostatnie 15 minut podyktował dla
Legii coś około 10 wolnych w okolicach 20-go metra. Przynajmniej połowę z
kapelusza (oczywiście to był całkowity zbieg okoliczności). No i w końcu gol
padł, bo paść musiał. Urocze zwycięstwo.

"To racja, bo najtrudniej jest wygrać 1:0 i nie ma żadnego znaczenia, ile okazji
bramkowych miały Cracovia, Groclin i ŁKS - przyznaje Czesław Michniewicz, trener
Zagłębia Lubin."

Taa, wygrać 3:0 jest za to tak łatwo, że nikomu nawet tego się nie chce
próbować. Każdy sobie podnosi poprzeczkę i woli spróbować dokonać czegoś
znacznie trudniejszego - wygranej 1:0.

Ma wielkie znaczenie. Bo przy wyniku 1:0 sukces w równej mierze zawdzięcza się
rozregulowanemu celownikowi rywala, co własnej grze.
Sztuką jest by przeciwnik okazji nie stwarzał i do tego trzeba dążyć. Oraz żeby
wygrać mecz spokojnie, kilkoma bramkami, a nie drżąc do ostatniego gwizdka o
zagrożone 3 punkty.

Nielogiczne bzdury Czesławie M. pleciesz. Przeczytaj wszystkie posty z tego wątku



Temat: Solorz chce kupić Lecha Poznań
W temacie Amiki

Punktualnie o dwunastej władze Lecha Poznań i Amiki Wronki podpisały
umowę w sprawie powstania nowego klubu KKS Lech Poznań.

W zawartej w grudniu zeszłego roku umowie zarządy Amiki Wronki SA i WKP
Lech Poznań postanowiły o przejęciu przez Amikę Lecha. Spółka z Wronek
wykupiła godło, flagę, i barwy Lecha Poznań, ale nie stadion i budynki
klubowe, które należą do miasta.
Według umowy, którą podpisali dzisiaj szefowie Amiki, Lecha i władz
Poznania nowy klub przez najbliższe trzy lata będzie dzierżawić od
miasta stadion przy ul. Bułgarskiej. Nowa spółka będzie płacić miastu
symboliczną roczną opłatę w wysokości tysiąca złotych. Umowa dzieli też
obowiązki. Nowy Lech będzie pokrywał koszty związane z utrzymaniem
obiektu, miasto wzięło na siebie utrzymanie stadionu i murawy. Stadion
przejdzie w ręce noego klubu 1 czerwca.
Kiedy dokładnie stary klub przestanie istnieć, jeszcze dziś nie wiadomo.
Decyzja zapadnie w czerwcu. Wiadomo natomiast, że nowy klub będzie miał
25 piłkarzy wyłonionych z obecnego Lecha i Amiki. Trwają jeszcze
negocjacje w sprawie nowego trenera. Dziś wiadomo, że na pewno nie
będzie nim obecny trener drużyny z Bułgarskiej Czesław Michniewicz. Dziś
najgłośniej mówi się o obecności w Poznaniu Franciszka Smudy lub Duszana
Radolskiego. Bez względu na to kto zostanie nowym trenerem Lecha
wiadomo, że klub będzie grał na licencji Amiki.
Właścicielem drużyny piłkarskiej Lech Poznań będzie Klub Piłkarski
“KKS LECH POZNAŃ” Spółka Akcyjna, utworzony na mocy umowy
Lecha z Amiką.
Przeczytaj wszystkie posty z tego wątku



Temat: Michniewicz: Petrescu dobry, ale tytuł dla Legii
brawo czesław michniewicz gdyby każdy były bramkarz był tak elokwentny to byśmy
mizeri naszej pomarańczowej ekstraklasy nie musieli zauważac Przeczytaj wszystkie posty z tego wątku



Temat: Łobodziński: Nie boimy się nikogo
CZESŁAW MICHNIEWICZ SUPERSTAR !!! Panie Czesiu , bardzo za Panem w
Poznaniu tęsknimy :(( Przeczytaj wszystkie posty z tego wątku



Temat: Legia - Lech 0:0. Trwa finał Pucharu Polski
ok, dajmy juz spokój naszym warszawskim animozjom Ty wiesz swoje a ja swoje.

powracajac do dzisiejszego meczu zastanawiam sie jak kibice mogą byc normalni
kiedy piłkarze często idole dają taki przykład - uwaga!!! żródło prolegijne ;-):

Piotr Reiss: "Fani Legii są bez honoru - zaatakowanie nas, piłkarzy, na loży
honorowej było dla nas szokiem. Szkoda, że tak zachowują się kibice ze stolicy,
którzy mają się za kulturalnych ludzi. Bluzgaliśmy na Legię, ale to była tylko
jedna piosenka. Dziękuje kibicom Lecha, że zachowali zimną krew i nie wbiegli
na murawę, kiedy zaatakowano nas na loży. Kotorowski ma rozciętą wargę, paru
piłkarzy straciło medale. Jeśli chodzi o sportową stronę, to Legia przeważała,
kontuzje tuż na początku spotkania pokrzyżowały nam szyki".

Łukasz Madej: "Dzisiejsze spotkanie było bardzo ciężkie. Legia atakowała, my
nie graliśmy tego co potrafimy. Szyki pokrzyżowały nam kontuzje już na samym
początku spotkania. O zdobyciu Pucharu Polski przesądziło pierwsze spotkanie. W
przerwie w szatni było spokojnie, trener nie musiał na nas krzyczeć. Czy zagram
w Legii? Trudno powiedzieć, ale to chyba mało prawdopodobne. Trzeba za mnie
zapłacić i to nie mało. Czemu śpiewaliśmy 'A Legia, to k...a, a Legia starą
k...ą jest'? Proszę pytać kolegów, ja w tym czasie udzialałem wywiadu".

Zniszczone drzwi w szatni gości to jeszcze pół biedy, bo jak
zadeklarował 'Świr', zapłaci za nie z własnej kieszeni. Gesty środkowego palca
skierowane do kibiców można jeszcze przeboleć. Ale piłkarze, działacze,
trenerzy (z wyjątkiem Czesława Michniewicza, który akurat udzielał wywiadu -
przyp. red.) śpiewający w błysku fleszy i obecności kamer "A Legia to k..a, a
Legia starą k..wą jest" to, mówiąc oględnie, przekroczenie granicy dobrego
smaku. Tłumaczenie jednego z piłkarzy Lecha - przez grzeczność oszczędzimy mu
wstydu i nie podamy nazwiska - że nikt z Warszawy tego nie słyszał jest
infantylne.

Niedawno Michał Goliński powiedział: Jestem poznaniakiem i nienawidzę Legii.

Przeczytaj wszystkie posty z tego wątku



Temat: Po-ligon Roberta Błońskiego: Koledzy prezesów?
Bandyci i róże
Gdzie mieszkają najgroźniejsi bandyci w Polsce? Oczywiście w Poznaniu. W
piątkowe popołudnie w sile ponad stu pojawili się na stadionie przy ulicy
Bułgarskiej i grozili piłkarzom Lecha. To oczywiście skandal, że zakłócono
trening drużyny prowadzonej przez Czesława Michniewicza. Jest wiele innych
sposobów na wyrażenie swojego niezadowolenia.

Nie po raz pierwszy wydarzenia na Bułgarskiej dla warszawskich dziennikarzy to
prawdziwa woda na młyn. U innych zauważysz źdźbło w oku, a u siebie belki nie
dostrzeżesz. Tak jest i w tym przypadku.

1 czerwca byłem w Warszawie na rewanżowym spotkaniu o Puchar Polski. To
prestiżowe trofeum przypadło poznańskiemu Lechowi, co oczywiście spotkało się z
wielkim aplauzem, jak zwykle obiektywnej i znającej się na futbolu, warszawskiej
publiczności. Ku radości prezesa Michała Listkiewicza i kilkunastu jego
współpracowników z Polskiego Związku Piłki Nożnej na trybunie honorowej pojawiła
się grupa elegancko i krótko ostrzyżonych przedszkolaków, która obrzuciła
poznańskich piłkarzy i osoby im towarzyszące wiązankami okazałych róż wyrwanych
z plantacji na Łazienkowskiej. Goście, przyzwyczajeni do bandyckich napaści na
swym stadionie, salwowali się ucieczką do szatni, a jedna z róż z bardzo ostrymi
kantami trafiła w specjalnie podstawione czoło redaktora Macieja Lehmanna z
"Gazety Poznańskiej".

Po powrocie do Poznania przesłałem na ręce Michała Listkiewicza podziękowanie za
wspaniałe przyjęcie w stolicy. Niestety, pan prezes do dzisiaj mi nie
odpowiedział. Zachowanie dobrze ułożonych warszawskich przedszkolaków nie
zrobiło też wielkiego wrażenia na dziennikarzach z centralnych gazet. Przecież
kwiaty na Łazienkowskiej to sprawa wręcz normalna. Bandyci mieszkają tylko w
Poznaniu.


Marek Lubawiński
"Głos Wielkopolski" Przeczytaj wszystkie posty z tego wątku



Temat: Kasperczak w Lechu?
> Czesiu Michniewicz!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Odkad to jestesmy na TY?
Brudzia z panem nie pilem.

mgr. Czeslaw Michniewicz



Przeczytaj wszystkie posty z tego wątku



Temat: Leo Beenhakker: Nie można być trochę w ciąży
Jacek Gmoch na prezesa PZPN
Moim zdaniem w polsce potrzeba wiecej ludzi takich jak jacek gmoch, henryk
kasperczak, czeslaw michniewicz, miroslaw trzeciak, ktorzy chca isc do przodu
rozwijac swoje trenerskie umiejetnosci i przekazywac je pilkarzom Przeczytaj wszystkie posty z tego wątku



Temat: Dariusz Wołowski: Miłość z wzajemnością
Jak my lubimy popadać w skrajności w skrajność. Poczekajmy z tymi zaszczytami
dla Beenhakkera. Przecież jak dotychczas nigdzie jeszcze nie awansowaliśmy,
niczego nie zdobyliśmy. Owszem, zwycięstwa z Portugalią i Belgią to piękna
rzecz, ale by awansować do Euro trzeba wygrać jeszcze wiele meczów. Oczywiście,
reprezentacja gra coraz lepiej, widać styl i rękę Beenhakkera i dziś nie
wyobrażamy sobie, by nasi piłkarze na wiosnę zapomnieli jak grać w piłkę.
Osobiście wierzę, jestem przekonany, że będą grać jeszcze lepiej i efektowniej,
jeszcze poprawią skuteczność (to dziś jedyny mankament) i pewnie awansujemy do
Euro 2008!
Co do polskich trenerów, to wydaje mi się, że zdecydowana większość z nich
mogłaby być znakomitymi trenerami, ale niestety, ten zawód wymaga ciągłego
doskonalenia, ciągłej nauki, staży w czołowych klubach świata. Tymczasem
nasi "fachowcy" zmieniają tylko kluby, ale w Polsce, ciągle są tylko
strażakami. Brak systematycznej pracy i spokoju. Tam gdzie ona jest, to efekty
widać, np. w Bełchatowie. Do tego dodał bym jeszcze niecierpliwość, a wręcz
głupotę prezesów klubów. Tu rekordy kretyństwa bije prezes Cupiał!
Jedynym ostatnio polskim trenerem, który odbył staż na zachodzie to Czesław
Michniewicz i jeżeli będzie dalej systematycznie pracował w Zagłębiu i dalej
się doskonalił, to to napewno przyjdą tam sukcesy!
Zresztą sytuację polskich trenerów najlepiej obrazuje fakt, że nikt ich nigdzie
(poza Polską) nie chce, nie dostają żadnych propozycji. Jedynym, którego nie
musimy się wstydzić jest Henryk Kasperczak. I tak to niestety wygląda, dlatego
mamy to co mamy, a później zawiść i "podkładanie świń" jak komuś się uda.
Pozdr.
Przeczytaj wszystkie posty z tego wątku



Temat: Lubański: Byłem przeciwny trenerowi z zagranicy
Gość portalu: piotrdd napisał(a):
> lEO BEENHAKKER POWINIEN ZOSTAĆ HONOROWYM OBYWATELEM POLSKI

Jak my lubimy popadać w skrajności w skrajność. Poczekajmy z tymi zaszczytami
dla Beenhakkera. Przecież jak dotychczas nigdzie jeszcze nie awansowaliśmy,
niczego nie zdobyliśmy. Owszem, zwycięstwa z Portugalią i Belgią to piękna
rzecz, ale by awansować do Euro trzeba wygrać jeszcze co najmniej 7 z 9
pozostałych meczów. Oczywiście, reprezentacja gra coraz lepiej, widać styl i
rękę Beenhakkera i dziś nie wyobrażamy sobie, by nasi piłkarze na wiosnę
zapomnieli jak grać w piłkę. Osobiście wierzę, jestem przekonany, że będą grać
jeszcze lepiej i efektowniej, jeszcze poprawią skuteczność (to dziś jedyny
mankament) i pewnie awansujemy do Euro 2008!
Co do polskich trenerów, to wydaje mi się, że zdecydowana większość z nich
mogłaby być znakomitymi trenerami, ale niestety, ten zawód wymaga ciągłego
doskonalenia, ciągłej nauki, staży w czołowych klubach świata. Tymczasem
nasi "fachowcy" zmieniają tylko kluby, ale w Polsce, ciągle są tylko
strażakami. Brak systematycznej pracy i spokoju. Tam gdzie ona jest, to efekty
widać, np. w Bełchatowie. Do tego dodał bym jeszcze niecierpliwość, a wręcz
głupotę prezesów klubów. Tu rekordy kretyństwa bije prezes Cupiał!
Jedynym ostatnio polskim trenerem, który odbył staż na zachodzie to Czesław
Michniewicz i jeżeli będzie dalej systematycznie pracował w Zagłębiu i dalej
się doskonalił, to to napewno przyjdą tam sukcesy!
Zresztą sytuację polskich trenerów najlepiej obrazuje fakt, że nikt ich nigdzie
(poza Polską) nie chce, nie dostają żadnych propozycji. Jedynym, którego nie
musimy się wstydzić jest Henryk Kasperczak. I tak to niestety wygląda, dlatego
mamy to co mamy, a później zawiść i "podkładanie świń" jak komuś się uda.
Pozdr. Przeczytaj wszystkie posty z tego wątku



Temat: Błonski i Stec to dla Was te slowa.Przeczytajcie.
Błonski i Stec to dla Was te slowa.Przeczytajcie.
"Bandyci i róże" -

Gdzie mieszkają najgroźniejsi bandyci w Polsce? Oczywiście w Poznaniu. W
piątkowe popołudnie w sile ponad stu pojawili się na stadionie przy ulicy
Bułgarskiej i grozili piłkarzom Lecha. To oczywiście skandal, że zakłócono
trening drużyny prowadzonej przez Czesława Michniewicza. Jest wiele innych
sposobów na wyrażenie swojego niezadowolenia.

Nie po raz pierwszy wydarzenia na Bułgarskiej dla warszawskich dziennikarzy
to prawdziwa woda na młyn. U innych zauważysz źdźbło w oku, a u siebie belki
nie dostrzeżesz. Tak jest i w tym przypadku.

1 czerwca byłem w Warszawie na rewanżowym spotkaniu o Puchar Polski. To
prestiżowe trofeum przypadło poznańskiemu Lechowi, co oczywiście spotkało się
z wielkim aplauzem, jak zwykle obiektywnej i znającej się na futbolu,
warszawskiej publiczności. Ku radości prezesa Michała Listkiewicza i
kilkunastu jego współpracowników z Polskiego Związku Piłki Nożnej na trybunie
honorowej pojawiła się grupa elegancko i krótko ostrzyżonych przedszkolaków,
która obrzuciła poznańskich piłkarzy i osoby im towarzyszące wiązankami
okazałych róż wyrwanych z plantacji na Łazienkowskiej. Goście, przyzwyczajeni
do bandyckich napaści na swym stadionie, salwowali się ucieczką do szatni, a
jedna z róż z bardzo ostrymi kantami trafiła w specjalnie podstawione czoło
redaktora Macieja Lehmanna z "Gazety Poznańskiej".

Po powrocie do Poznania przesłałem na ręce Michała Listkiewicza podziękowanie
za wspaniałe przyjęcie w stolicy. Niestety, pan prezes do dzisiaj mi nie
odpowiedział. Zachowanie dobrze ułożonych warszawskich przedszkolaków nie
zrobiło też wielkiego wrażenia na dziennikarzach z centralnych gazet.
Przecież kwiaty na Łazienkowskiej to sprawa wręcz normalna. Bandyci mieszkają
tylko w Poznaniu.

Przeczytaj wszystkie posty z tego wątku



Temat: Czy Czesław Michniewicz zostanie w Zagłębiu?
Czy Czesław Michniewicz zostanie w Zagłębiu?
Łobo kibice będą z Wami!!!!! Przeczytaj wszystkie posty z tego wątku



Temat: Polscy trenerzy i działacze jadą na Euro
Polscy trenerzy i działacze jadą na Euro
A dlaczego nie jest wytypowany Czesław Michniewicz? To przecież "nowa fala"
trenerska. A zamiast tego typu trenerów pojadą dinozaury jak Lenczyk i
Stachurski. Bez sensu. Przeczytaj wszystkie posty z tego wątku



Temat: Zalosne
ojjj, chyba jednak Czesław Michniewicz... Przeczytaj wszystkie posty z tego wątku



Temat: Le Grande Finale, czyli Niemcy - Hiszpania Z cz...
Z cyklu stylista Czesław Michniewicz
wygląda jak żółta łódź podwodna
Przeczytaj wszystkie posty z tego wątku



Temat: Złotouści na Euro - dzień pierwszy
"teraz analizę przeprowadzi polski Jose Mourinho - Czesław Michniewicz" - 3 minuty konwulsyjnego śmiechu Przeczytaj wszystkie posty z tego wątku



Temat: Młody Polski Steven Gerrad - Marcin Budziński

To jest historia, która kiedyś mogłaby być sfilmowana. Żeby powstała superprodukcja, brakuje tylko jednego – Marcin Budziński, 18-letni piłkarz Arki, musi zrobić wielką karierę. Ale to akurat możliwe, nawet bardzo. Jest duża szansa, że już w sobotę zagra w pierwszym składzie gdyńskiego klubu, przeciw Legii. – To będzie polski Gerrard – mówi o nim Czesław Michniewicz. A co w tym wszystkim niesamowitego? Jeszcze półtora roku temu Budziński zmagał się z nowotworem, brał zabiegi z chemii, w zasadzie jedną nogą był już na drugim świecie. Ale pokonał raka. Dlaczego teraz miałby nie pokonać rywali na boisku?

Polski Steven Gerrard, jak mówi o nim Michniewicz, nawet podaje Gerrarda jako swojego idola. – Dobrze, że się na nim wzoruje. Marcin świetnie gra i prawą, i lewą nogą, jest odważny, silny, ma kapitalny odbiór piłki. Zobaczyłem go raz na treningu juniorów i kazałem mu następnego dnia przyjść na trening pierwszej drużyny. Doszło nawet do tego, że szykowałem go na występ w pierwszej kolejce. Ostatecznie jednak odwieszono kartki Darka Ulanowskiego i postanowiłem z debiutem Marcina troszkę zaczekać. Nie chciałem by w razie niepowodzenia spadła na niego jakaś krytyka – opowiada Michniewicz.

Jeszcze półtora roku temu Budziński musiał przerwać karierę. Niektórzy mówią, że wyglądał jak kartka papieru – tak samo chudy, tak samo blady. Wiele osób nie wierzyło, że się z tego wygrzebie. Ale mu się udało. – Ten chłopak dostał drugie życie, ma świetny charakter. Rozmawiałem z nim, mówiłem mu, że pomogłem wielu młodym piłkarzom, ale najważniejsze jest, czy oni chcieli pomóc sami sobie. Na przykład Czarnecki, którego wziąłem z Olsztyna do Lecha, zadebiutował w lidze jako młodziutki chłopak, ale nie chciał sobie pomóc. A taki Szymon Pawłowski, którego znalazłem w Gnieźnie – chciał. Jestem pewny, że Marcin obierze właściwy kierunek, jest chętny do pracy – mówi trener Arki.

Historia zna przypadki sportowców, którzy po ciężkiej chorobie wracali do sportu na najwyższym poziomie. Najbardziej znany jest oczywiście przykład Lance’a Armstronga, który miał raka jąder, przeszedł cztery cykle chemioterapii i – jak opisywał w swojej autobiografii (polecamy!) – nie miał nawet siły ruszyć ręką, a co dopiero wsiąść na rower. Ale na przekór całemu światu wznowił treningi. Potem, gdy już wyzdrowiał, siedem razy z rzędu wygrał Tour de France, zostając najwybitniejszym kolarzem w historii.

- Marcin to nasz Lance Armstrong. Jak czytałem książkę tego człowieka, to w pewnym momencie płakałem. Powiedziałem chłopakom w Lechu, żeby ją przeczytali. Jak jechaliśmy na mecz, odwracam się, patrzę, a cały autokar czyta, z tego połowa płacze. Ale trzeba brać przykład z takich ludzi, trzeba się na nich wzorować – mówi Michniewicz. – Jeszcze co do Marcina, kapitalnie zagrał przeciwko Lechii. Idealnie pasuje do systemu 4-4-2, bo to będzie taki lepszy Radek Sobolewski. „Sobol” strzela mało goli, a Marcin będzie je zdobywał. Zobaczycie. Tylko dajmy mu trochę czasu, on jeszcze kończy liceum...


Wklejam równiez wycięto jego jedną z akcji w meczu w PE, obejrzycie do konca (ok. minutki)


http://pl.youtube.com/watch?v=Xm90XwMD8Do
KUNIEC

Zapraszam do dyskusji, jak myślicie, jest szansa ze chłopak się rozwinie nalezycie? pamiętajmy, że w ostatnich latach było w polsce wiele talentów, ja osobiście nie pamiętam aż tak dobrze zapowiadajacego grajka. Niech sie "Budzikowi" wiedzie! Tylko ARKA GDYNIA! Pozdrawiam
Przeczytaj wszystkie posty z tego wątku



Temat: Młody Polski Steven Gerrad - Marcin Budziński

Marcin ma ledwie 18 lat, jedną nogą był już na 'drugim' świecie, cudem wygrał walke z ciężką chorobą. Miesiąc temu jeszcze chłopaka prawie nikt nie znał, jedynie z opowieści ludzi, którzy widzieli go na treningach juniorów Gdyńskiej Arki. Teraz, gdy oczarował swoimi umiejętnościami polskich kibiców podczas Pucharu Ekstraklasy, jest na ustach piłkarskich ekspertów, bardzo wielu widzi w nim "polskiego Stevena Gerrarda', gra na tej samej pozycji - środkowy pomocnik, ma twardy charakter, świetnie gra obiema nogami, super przegląd pola, materiał na gracza wielkiej światowej klasy. W wieku 14 lat gdy uczył sie piłkarskiego rzemiosła w Giżycku, był bliski skonczenia gry w piłke, był muzykiem i miał sie zając grą w orkiestrze, jego profesor ze szkoły muzycznej chciał, aby Marcin poświecił sie tylko muzyce, na szczęscie trener Marcina, ktory widział w nim wielki potencjał, przekonał do dalszej gry w piłke i skwintował to słowami: "Marcin bedzie dyrygentem, ale w REALU MADRYT!"

Poniżej zacytuje artykuł chyba najlepszego polskiego dziennikarza sportowego (z przyczyn odemnie niezależnych, nie moge podać nazwiska, poniewaz musiałby facet przestac pisać w internecie ), napisany dla portalu 'weszlo'.
To jest historia, która kiedyś mogłaby być sfilmowana. Żeby powstała superprodukcja, brakuje tylko jednego – Marcin Budziński, 18-letni piłkarz Arki, musi zrobić wielką karierę. Ale to akurat możliwe, nawet bardzo. Jest duża szansa, że już w sobotę zagra w pierwszym składzie gdyńskiego klubu, przeciw Legii. – To będzie polski Gerrard – mówi o nim Czesław Michniewicz. A co w tym wszystkim niesamowitego? Jeszcze półtora roku temu Budziński zmagał się z nowotworem, brał zabiegi z chemii, w zasadzie jedną nogą był już na drugim świecie. Ale pokonał raka. Dlaczego teraz miałby nie pokonać rywali na boisku?

Polski Steven Gerrard, jak mówi o nim Michniewicz, nawet podaje Gerrarda jako swojego idola. – Dobrze, że się na nim wzoruje. Marcin świetnie gra i prawą, i lewą nogą, jest odważny, silny, ma kapitalny odbiór piłki. Zobaczyłem go raz na treningu juniorów i kazałem mu następnego dnia przyjść na trening pierwszej drużyny. Doszło nawet do tego, że szykowałem go na występ w pierwszej kolejce. Ostatecznie jednak odwieszono kartki Darka Ulanowskiego i postanowiłem z debiutem Marcina troszkę zaczekać. Nie chciałem by w razie niepowodzenia spadła na niego jakaś krytyka – opowiada Michniewicz.

Jeszcze półtora roku temu Budziński musiał przerwać karierę. Niektórzy mówią, że wyglądał jak kartka papieru – tak samo chudy, tak samo blady. Wiele osób nie wierzyło, że się z tego wygrzebie. Ale mu się udało. – Ten chłopak dostał drugie życie, ma świetny charakter. Rozmawiałem z nim, mówiłem mu, że pomogłem wielu młodym piłkarzom, ale najważniejsze jest, czy oni chcieli pomóc sami sobie. Na przykład Czarnecki, którego wziąłem z Olsztyna do Lecha, zadebiutował w lidze jako młodziutki chłopak, ale nie chciał sobie pomóc. A taki Szymon Pawłowski, którego znalazłem w Gnieźnie – chciał. Jestem pewny, że Marcin obierze właściwy kierunek, jest chętny do pracy – mówi trener Arki.

Historia zna przypadki sportowców, którzy po ciężkiej chorobie wracali do sportu na najwyższym poziomie. Najbardziej znany jest oczywiście przykład Lance’a Armstronga, który miał raka jąder, przeszedł cztery cykle chemioterapii i – jak opisywał w swojej autobiografii (polecamy!) – nie miał nawet siły ruszyć ręką, a co dopiero wsiąść na rower. Ale na przekór całemu światu wznowił treningi. Potem, gdy już wyzdrowiał, siedem razy z rzędu wygrał Tour de France, zostając najwybitniejszym kolarzem w historii.

- Marcin to nasz Lance Armstrong. Jak czytałem książkę tego człowieka, to w pewnym momencie płakałem. Powiedziałem chłopakom w Lechu, żeby ją przeczytali. Jak jechaliśmy na mecz, odwracam się, patrzę, a cały autokar czyta, z tego połowa płacze. Ale trzeba brać przykład z takich ludzi, trzeba się na nich wzorować – mówi Michniewicz. – Jeszcze co do Marcina, kapitalnie zagrał przeciwko Lechii. Idealnie pasuje do systemu 4-4-2, bo to będzie taki lepszy Radek Sobolewski. „Sobol” strzela mało goli, a Marcin będzie je zdobywał. Zobaczycie. Tylko dajmy mu trochę czasu, on jeszcze kończy liceum...


Wklejam równiez wycięto jego jedną z akcji w meczu w PE, obejrzycie do konca (ok. minutki)


http://pl.youtube.com/watch?v=Xm90XwMD8Do
KUNIEC

Zapraszam do dyskusji, jak myślicie, jest szansa ze chłopak się rozwinie nalezycie? pamiętajmy, że w ostatnich latach było w polsce wiele talentów, ja osobiście nie pamiętam aż tak dobrze zapowiadajacego grajka. Niech sie "Budzikowi" wiedzie! Tylko ARKA GDYNIA! Pozdrawiam




zaje**łeś wszystko z onetu


gościu nie jest taki zły jak będzie solidnie trenował to moze coś z niego byc
Przeczytaj wszystkie posty z tego wątku



Temat: Janusz Wójcik szuka pracy w Zniczu
PAP: Janusz Wójcik trenerem Znicza Pruszków
Janusz Wójcik trenerem Znicza Pruszków?
jen 22-10-2007, ostatnia aktualizacja 22-10-2007 19:52
Leszek Ojrzyński nie jest już trenerem piłkarzy drugoligowego Znicza
Pruszków. Został odsunięty od zespołu, choć ciągle obowiązuje go
umowa z klubem. Głównym kandydatem na jego następcę jest były
selekcjoner reprezentacji Polski, a ostatnio poseł Janusz Wójcik.

- Niedawno lojalnie uprzedziłem zarząd, że w zimie chciałbym odejść
z klubu i wtedy rozwiązać umowę za porozumieniem stron. Nie było
mowy o zostawieniu drużyny w trakcie rozgrywek. Moja deklaracja
obróciła się jednak przeciw mnie, bo zostałem odsunięty od zespołu.
Kontraktu z innym klubem nie podpisałem, bo zrobić tego nie mogę,
gdyż wciąż wiąże mnie umowa ze Zniczem. Czekam aż zarząd zaproponuje
jakieś rozwiązanie lub wskaże mi nowe obowiązki -powiedział Leszek
Ojrzyński, który jest wymieniany jako kandydat do pracy w Wiśle
Płock.

- Dostałem z Wisły propozycję, ale to wszystko. Żadnych konkretów.
Priorytetem był Znicz. Tutaj chciałem dokończyć rundę jesienną, a
później odejść - dodał.

Być może w Zniczu Ojrzyńskiego zastąpi były selekcjoner
reprezentacji Polski Janusz Wójcik. Przez dwa ostatnie lata był
posłem Samoobrony, ale w nowej kadencji tego ugrupowania zabraknie w
parlamencie.

- Nie ukrywam, że ciągnie wilka do lasu - powiedział PAP Janusz
Wójcik. - Parlamentarzystą się bywa, a ja zawsze powtarzałem, że
byłem, jestem i będę trenerem. Nawet gdybym został posłem w nowej
kadencji, chciałem wrócić na ławkę trenerską. Cały czas byłem
związany z futbolem, na bieżąco śledziłem rozgrywki ligowe i z
zazdrością patrzyłem na innych szkoleniowców. Nieudane wybory tylko
przyspieszyły moją decyzję.

Wójcik, który po raz ostatni pracował jako trener w 2004 roku, kiedy
prowadził Świt Nowy Dwór Mazowiecki, nie ukrywa chęci powrotu do
zawodu, ale nie podjął jeszcze decyzji, że będzie pracował w Zniczu
Pruszków.

- Wbrew informacjom różnych mediów ani nie prowadziłem jeszcze
treningu Znicza, ani nie podpisałem żadnej umowy -dodał. - Owszem,
jest konkretna propozycja z tego klubu, ale innych nie brakuje.
Telefon dzwoni dość często. Dzisiaj trenera szukają nie tylko w
Pruszkowie. Przecież Zagłębie zwolniło Czesława Michniewicza, a inni
też się zastanawiają. Czy dzwonili z Lubina? Tego nie powiem.
Zresztą teraz wchodzi w grę praca tylko do końca rundy, a później
trzeba się będzie zastanowić co dalej. Myślę, że we wtorek zapadną
konkretne decyzje.

Niespełna 54-letni Janusz Wójcik był m.in. trenerem reprezentacji
olimpijskiej, z którą wywalczył srebrny medal olimpijski w
Barcelonie, a w latach 1997-99 był selekcjonerem drużyny narodowej.
Pracował także m.in. w Hutniku Kraków, Jagiellonii Białystok, Legii
Warszawa i Śląsku Wrocław oraz w Syrii, Zjednoczonych Emiratach
Arabskich i na Cyprze.

Źródło : PAP Przeczytaj wszystkie posty z tego wątku



Temat: Lech Poznan
Podgrzewana czy sztuczna?
Majchrzak zapowiedział ze Lech doczeka sie w koncu nowej murawy. Chlopaki chca
byc o jeden krok do przedu i wybiora pewnie sztuczna.
A ja wolałbym podgrzewana...

Gazeta.pl > Poznań > Sport Piątek, 11 marca 2005

Lech Poznań chce sztucznej trawy na ... głównej płycie!
- Chcemy sztucznej trawy na głównej płycie - deklaruje prezes "Kolejorza"
Radosław Majchrzak. - Podjęliśmy decyzję, że wolimy ją niż płytę z podgrzewaną
murawą. Do tej pory żaden polski klub nie zamontował na głównej płycie takiej
nawierzchni.

Skutki tegorocznej zimy są bardzo odczuwalne dla wielu polskich klubów, które
nie mogą rozgrywać planowanych spotkań w normalnych terminach. Ponieważ w
Polsce tylko Legia Warszawa, Wisła Kraków i Dyskobolia Grodzisk Wlkp. mają
płyty z podgrzewaną murawą, na razie mogą się odbywać mecze jedynie na tych
obiektach. Lech Poznań ma tak ułożony terminarz, że na żadnym z nich na razie
nie zagra i grozi mu to, że - wobec prognoz meteorologów i tego, co dzieje się
za oknem - zacznie grać dopiero w kwietniu.

Lech od dawna planował montaż murawy z podgrzewaną trawą. Teraz jednak...
zmienił zdanie. - Podjęliśmy decyzję, że nie ma sensu montować takiej murawy -
mówi prezes "Kolejorza" Radosław Majchrzak. - Jak już coś robić, to robić
dobrze. A nam sensowniejsze wydaje się zamontowanie na głównej płycie przy
Bułgarskiej sztucznej nawierzchni. Taką podjęliśmy decyzję.

Pomysł to dość awangardowy, bo na razie nikt takich muraw nie montuje. Powodem
jest chociażby to, że na razie przepisy uniemożliwiają grę w oficjalnych
meczach na takiej nawierzchni. Ma się to jednak zmienić w sezonie 2005/2006.

Dlaczego Lech uważa, że lepiej położyć sztuczną trawę, zamiast naturalnej, a
podgrzewanej? Są dwa mocne argumenty:

1. Sztuczna nawierzchnia jest dużo tańsza nie tylko w montażu, ale także w
utrzymaniu. - Koszt ocieplania naturalnej trawy to kilka tysięcy złotych
dziennie - liczy prezes Majchrzak.

2. Sztuczna trawa jest znacznie wytrzymalsza. Dzięki niej stadion przy
Bułgarskiej zacząłby żyć. Mogłyby się tu odbywać inne imprezy, nie tylko mecze
Lecha. Stadion miejski wreszcie zacząłby służyć "sportowi dzieci i młodzieży".

Jest jednak jeden bardzo mocny argument przeciw - sztuczna trawa jest bardzo
kontuzjogenna. Przypadek Amiki Wronki, która wyjechała grać na sztucznej
nawierzchni w Płocku i skończyło się to ubytkami w jej kadrze, podziałał jak
straszak. - Jedziemy do Trójmiasta, bo jest tam sztuczna nawierzchnia, ale nie
mamy zamiaru rozgrywać tam meczy - deklarował we wtorek trener Czesław
Michniewicz.

Prezes Majchrzak zbija ten argument: - Technologia dotycząca sztucznej trawy
jest coraz doskonalsza. Wkrótce problem przyczyniania się jej do kontuzji
piłkarzy zniknie.

- Oczywiście, nie chciałbym, abyśmy zabrzmieli jak miłośnicy science-fiction.
To jest rozmowa najwcześniej na 2006 r. - dodaje prezes Lecha.

Maciej Frankiewicz - wiceprezydent miasta Poznania, które jest właścicielem
stadionu, jest dużo bardziej ostrożny. - W tej chwili musimy skoncentrować się
na dokończeniu remontu trybun, aby były gotowe na Mistrzostwa Europy do lat 19
w czerwcu 2006 r. Realnie patrząc, w grę wchodzi 2007 r.

Frankiewicz - początkowo zaskoczony naszymi informacjami, że chodzi o płytę
główną, w końcu przyznał, że nawet taka wizja wchodzi w grę. - Pod pewnymi
warunkami jednak - dodaje. - Przede wszystkim przepisy muszą umożliwić grę na
takiej nawierzchni. Po drugie, Lech nie może być jedyny w Polsce ze sztuczną
trawą. Nie miałoby to sensu. "Kolejorz" może być pierwszy, ale musimy mieć
pewność, że inni pójdą w nasze ślady.

O poparcie miasta dla tego pomysłu Frankiewicz jest raczej spokojny. - Klimat w
radzie jest przychylny sportowi - zapewnia. - A taki pomysł byłby także wodą na
młyn sportu młodzieżowego.

Problemem nie jest także to, że miasto za pośrednictwem POSiR buduje właśnie
boisko ze sztuczną nawierzchnią przy ul. Gdańskiej, koło katedry. - My
potrzebujemy z pięć takich boisk. Dwa boiska, na Gdańskiej i to na Bułgarskiej,
nie załatwią sprawy.




Przeczytaj wszystkie posty z tego wątku



Temat: do Feelgood
Oto Twoje żenujące źródło informacji - PS:
Tylko kluby się Tobie pomyliły:

JAK UDAŁO NAM SIĘ dowiedzieć, Paweł Janas (na zdjęciu) przestał być
wiceprezesem klubu Amica Wronki. "Janosik" złożył wymówienie, ale z klubu wcale
nie odchodzi na własną prośbę. Decyzja zdymisjonowania wiceprezesa zapadła
jeszcze przed pierwszym pucharowym meczem Amiki z walijskim Llansantfraid.

Mający najwięcej do powiedzenia w kuchennym koncernie właściciel większości
akcji Amiki, Jacek Rutkowski, miał wiele obiekcji do pracy trenera Mirosława
Jabłońskiego. Choć drużyna pod wodzą "Jabłuszka" zdobyła trzecie (najwyższe w
historii klubu) w lidze, nie przekonała swoją grą współszefa Amiki. Wiadomo, iż
Jabłońskiego chronił jak mógł we Wronkach stary znajomy, jeszcze z czasów
wspólnej pracy w Legii, Paweł Janas. To "Janosik" sprowadził przecież
Jabłońskiego do Amiki i dał mu wolną rękę w budowaniu drużyny. Trener zamiast
ogrywać na pierwszoligowych boiskach młodych zawodników, wyszkolonych we
Wronkach, wybrał drogę na skróty - wolał sprowadzić starych wyjadaczy, którzy
mieli szybko zapewnić wynik. To krótkowzroczne działanie szkoleniowca nie
przypadło do gustu kierownictwu koncernu.

Aby jednak pozbyć się Jabłońskiego, najpierw trzeba było usunąć przeszkodę w
postaci Janasa. Po rozstaniu z "Janosikiem", który we Wronkach przepracował z
sukcesami trzy lata, przesądzone wydają się być losy jego ulubionego trenera.

Drugi współwłaściciel Amiki, Wojciech Kaszyński ujawnił, że na miejsce
Jabłońskiego planowany jest jeden z dwójki młodych, zdolnych szkoleniowców
z "rodowodem Legii" - Dariusz Wdowczyk lub Dariusz Kubicki.

"Wdowiec", który niedawno rozstał się z Widzewem i wrócił do pracy komentatora
w Canal+ pytany o jego ewentualne zatrudnienie w Amice, wyraził szczere
zdziwienie:

- Jestem mocno zaskoczony zwolnieniem Pawła Janasa - powiedział nam Wdowczyk. -
Tematu Amica na razie nie roztrząsam, bo z nikim z klubu w tej sprawie jeszcze
nie rozmawiałem. Ale oczywiście, jestem otwarty na propozycje...

Co ciekawe następca Jabłońskiego ma podpisać jedynie roczny kontrakt z Amiką,
bowiem od przyszłego sezonu drużynę z Wronek ma poprowadzić... były rezerwowy
bramkarz tego klubu, Czesław Michniewicz.

- Zmieniamy politykę klubu, w dobie kryzysu gospodarczego musimy szukać
oszczędności - miał powiedzieć po meczu z Llansantfraid Jacek Rutkowski. -
Teraz będziemy stawić na swoich. Czesiu Michniewicz jest naszym wychowankiem. W
styczniu zostanie trenerem pierwszej klasy. Potem poślemy go na cztery staże
zagraniczne i będzie gotowy do prowadzenia naszej drużyny.

GOD-JACK



Przeczytaj wszystkie posty z tego wątku



Temat: Piłka nożna: Lech Poznań - GKS Katowice 1:2 (0:2)
mamy problem...
Mamy problem. I to całkiem poważny. Istotnie, Czesław
Michniewicz cudów nie obiecywał (w przeciwieństwie do Jerzego
Kasalika, który podobno w ciemno gwarantował min. 3 miejsce),
zdaało się, że właśnie zdroworozsądkowe podejście młodego
trenera spoza wszelkich układów jest lechowi bardzo potrzebne.
Między innymi dlatego obdarzyłem Czesia ogromnym kredytem
zaufania (podobnie jak wielu kibiców klubu z bułgarskiej). Nowy
coach obiecał jednak ofensywną i widowiskową grę daleko od
własnej bramki. Zaczął nieźle, od zwycietwa w pp i remisu w
łodzi. I przyszedł czas na debiut przed poznańską
publicznością... Wiadomo jaką taktykę stosuje Dospel, czyli
murowanie od początku do końca, jak w międzyczasie coś wpadnie,
to dobrze, jak nie to trudno. Dlatego spokojnie można było
wystawić trójkę szybkich obrońców, defensywnego pomocnika (np.
Piotra Jacka), a reszcie zespołu powieżyć zaddania głównie
ofensywne. Tymczasem na boisku od pierwszej minuty wybiegło 8!
defensywnych zawodników (tzn. radzących sobie w obronie ale nie
potrafiący celnie kopnąć piłki do przodu, domniemani napastnicy
(?) Grzelak i Madej nie wiedzieli w ogóle o co chodzi i
częściej zbiegali w kierunku środka boiska dublując
wbiegających obrońców (choć Grzelak jeszcze jako tako radził
sobie, biorąc na siebie rozegranie piłki). Natomiast wejście w
drugiej połowie "Zenka" Piskuły jest niemalże skandalem. Mało,
że Zenek okazał się grubszy nawet od Tyrajskiego, to na boisku
wyprzedzał go nawet sędzia! Przy tej okazji pojawia się pytanie
o odpowiedzialnych za odejście z zespołu Michała Golińskiego
(który był najlepszym piłkarzem swojej drużyny w meczu z
kolejorzem), oraz Gajtka, który w 31 min. ośmiszył naszych
obrońców. Aż nadto staje się widoczny brak wartościowych
zmienników, a polityka klubu, na podstawie której rezygnuje się
z rozgrywającego mlodzieżowej reprezentacji polski na rzecz
pajaca Świerczewskiego który umie jedynie grać wślizgiem i
faulować jest mocno kontrowersyjna i krótkofalowa.
Bezsprzecznie potrzebne są zmiany w składzie, powsatje jednak
pytanie czy Lech będzie w stanie sprowadzić wartościowych
graczy w przerwie zimowej, bo taką postawą klub ewentualnych
sponsorów (a dokładniej dr.Kulczyka) raczej nie zachęca.
Obawiam się, że mecz z Dospelem był przełomowy, i na następym
meczu przy bułgarskiej frekwencja nie przekroczy 6 tys. Jeżeli
zarząd klubu szybko czegoś nie zrobi to zmarnuje lata cięzkiej
pracy. Na początek proponuję obniżenie kontraktów, i groźbę
rozwiązania kontraktów z piłkarzami nie wykazującymi
odpowiedniego zaangażowania i woli walki. Rozpoczyna się dla
Lecha okres ostrej walki o kibiców, a najbliższy tydzień będzie
w tej walce decydujący. Przeczytaj wszystkie posty z tego wątku



Temat: Lech Poznań - Polonia Warszawa 1:2 (0:1)
Lech Poznań - Polonia Warszawa 1:2 (0:1)
Leżącego się nie kopie, więc... ja pierwszy rzucę kamieniem. Nie chcę jak
Andrzej L. bezmyślnie powtarzać mantry: „Czesiu musi odejść!” ale... No
właśnie. Kompletnie nie rozumiem jaki był cel rozgrywania sparingów (przykład
ostatniego meczu z Amiką Wronki) skoro trener nie wyciąga z nich ŻADNYCH
wniosków. Zresztą wnioski należało wyciągnąć także po pierwszej połowie meczu
z Polonią. Czesław Michniewicz wymyślił sobie na papierze taktykę 4-3-
niewiadomoco. I z uporem maniaka próbuje swoje odkrycia wcielić w życie,
przyprawiając kibiców o zawał serca, nerwicę i inne tego typu atrakcje. Nie
potrzeba wielkiego eksperta, żeby stwierdzić, że Lech największe zagrożenie
pod bramką rywala stwarza po akcjach skrzydłami (bramka w sparingu z Amiką, 3
doskonałe sytuacje zmarnowane przez Zakrzewskiego i Telichowskiego w
pierwszej połowie meczu z Polonią), tyle tylko, że w taktyce, którą
prezentuje na boisku zespół Lecha skrzydła NIE ISTNIEJĄ! Mamy za to w środku
trzech kompletnie bezproduktywnych zawodników. Sam Świerszcz spokojnie radził
sobie z odbiorem, natomiast Scherfchen z taką formą powinien iść na ławkę
rezerwowych. Może to go nauczy pokory, bo to co zrobił z Buzałą, po tym jak
ten niewykorzystał sytuacji w 2 połowie było po prostu chamskie. Poza tym,
jak Szeryf uderzył piłkę tuż zza pola karnego (pierwsza połowa) to ta
wylądowała... na aucie. Teraz czas na MVP tego meczu, Tomasz Iwan... Podobnie
jak w meczu z Amiką był klasą samą dla siebie. Myślałem, że wyczynów Piskuły
i Bugały nic już nie przebije, ale to co pokazał dzisiaj Tomek, zasługuje na
duże uznanie. Szczerze mówiąc myślałem, że to czego dokonał jest niemożliwe,
jednak przez 90 minut Ajwen ani razu nie zmusił się do niczego ponad trucht,
wszystkie piłki zagrywał do tyłu (ewentualnie do boku), swoimi problemami z
przyjęciem zatrzymywał niemal każda akcję zespołu. Szkoda tylko, że
przypadkowo trafił do siatki, bo bramka zdecydowanie mu się nie należała. Ale
czego się dziwić, że Tomek w takiej formie ma pewne miejsce w składzie, skoro
wczoraj (tj. w poniedziałek) trener Michniewicz promieniał ze szczęścia, że
sprowadzenie Iwana było doskonałym posunięciem. Czym to motywował? Tylko
proszę, bez śmiechu. Bo w TVN-ie powiedzieli, że jest to trzeci hit
transferowy naszej ligi przed tym sezonem. Buhahahaha. No więc niezłych sobie
Pan Michnieiwcz znalazł scout’ów. Tym bardziej, że te same dziennikarzyny, po
raz pierwszy komentujące chyba pierwszą ligę, jako hit numer dwa uznały
zatrudnienie w Wiśle Jerzego Engela. Wrzucając jeszcze jeden kamyczek do
ogródka naszej, ponoć najsilniejszej w lidze, trójki środkowych pomocników,
należy nadmienić, że wystarczy przez sezon poobserwować polską ligę, żeby
wiedzieć, że wobec braku pomysłów na atak, jedyną bronią polonistów są
uderzenia z dystansu Darka Dźwigały. I co z tego? Nic, żaden z trzech
środkowych pomocników nie przejął się tym zupełnie. Nie trzeba dodawać, że w
ofensywie także nie było z nich żadnego pożytku, bo piłka wypadająca przed
pole karne polonii padała łupem piłkarzy czarnych koszul... Najbardziej
trener Michniewicz martwił się o obronę. I tutaj też może mieć pretensje
głównie do siebie. Nie chcę powtarzać tego po raz n-ty, ale mając jednego z
najlepszych prawych obrońców w kraju (M.Kusia) próbuje zrobić z niego
drugiego Bosackiego. I jak widać robi to ze szkodą dla siebie (bo w końcu
straci pracę), dla samego zawodnika (bo ten popełnia na stoperze podstawowe
błędy) i dla gry lecha (bo brakuje ofensywnie grająceg prawego obrońcy, jest
natomiast kilku środkowych obrońców). Zobaczymy czy lech zdoła sprowadzić
nowych zawodników (i czy sprawdzą się Andersson i Kulig, ewentualnie Papa
Samba Ba), a trener Michniewicz zmieni swoje genialne pomysły taktyczne. Póki
co dokonaliśmy małej weryfikacji oczekiwań przed tym sezonem. Ciekawe kiedy
po raz pierwszy na Bułgarskiej zabrzmi symboliczne „Nigdyyyyy nie
spadnieeee...”. Obym się mylił. Przeczytaj wszystkie posty z tego wątku



Temat: Zarząd PZPN obraduje. Będzie większa liga?
Opinia Czeslawa Michniewicza-interesujace!

Czesław Michniewicz


Najzdolniejszy polski trener, zdobywca mistrzostwa Polski z
Zagłębiem Lubin i Pucharu Polski z Lechem Poznań.

I co dalej?
(24 lipca 2008 03:10)
Pewnie potraficie sobie wyobrazić, jak się czuję. Wieczorem miał być
trening – stałe fragmenty gry pod kątem Polonii Warszawa (czyli pod
kątem Groclinu z poprzedniego sezonu), ale przyjechałem na stadion,
popatrzyłem na chłopaków i te zajęcia odwołałem. Nie miały żadnego
sensu. Wszyscy są zdruzgotani...

Co będzie dalej? W chwili gdy piszę te słowa, naprawdę nie wiem. Z
tego co słyszałem, możliwa jest ekstraklasa z 18 drużynami, czyli z
nami oraz... z Widzewem Łódź. Fakt, że Widzew wyraził ostatnio chęć
zatrudnienia kilku naprawdę niezłych (czyli drogich) piłkarzy jakby
to potwierdzał. Ale trzymając się faktów – na teraz w lidze nas nie
ma. No i Widzewa oczywiście też nie.

Wiadomo – Arka była zamieszana w aferę korupcyjną i to raczej nie
podlega dyskusji. Ale jako jeden z naprawdę niewielu klubów swoje
grzechy odpokutowała. Została zdegradowana z ekstraklasy, wyrzucona
z Pucharu Polski i jeszcze wlepiono jej minusowe punkty w drugiej
lidze. Gdyby nie te punkty, awansowałaby bez żadnych kłopotów.
Wychodzi więc na to, że za karę zabrano jej ekstraklasę dwa razy.

I jak to się ma do tego, że inne kluby nie są ani degradowane, ani
nie dostają kar finansowych, ani minusowych punktów?

Teraz PKOl wziął stronę Zagłębia Lubin, mimo że wcześniej w
identycznych przypadkach i przy identycznych dokumentach twierdził,
iż liczy się fair play i kluby należy degradować. A że decyzje
podejmuje bodaj trzech sędziów losowanych spośród trzydziestu,
wychodzi na to, że tak naprawdę o być albo nie być decyduje
przypadek, w zasadzie rzut monetą. Jedni sędziowie biorą stronę
tych, inni tamtych. Wylosujesz sędziów srogich – nie ma cię.
Wylosujesz wyrozumiałych – graj dalej. To jest sprawiedliwość?

Moim zdaniem jesteśmy w najlepszym momencie, aby skończyć z
degradacjami i tym ciągłym zamieszaniem, na którym cierpią niewinni
ludzie. Przecież teraz łamie się kariery piłkarzy, którzy cztery
lata temu (kiedy kupowano mecze) w ogóle jeszcze nie grali na
poważnie w piłkę, niszczy się całe kluby, choć tylko nieliczni
wiedzieli, co się w nich naprawdę dzieje. Zróbmy ligę złożoną z 18
zespołów, niech grają w niej wszyscy. Wyrok PKOl pokazuje, że dalsze
wracanie do przeszłości nie ma sensu. Kibice chcą wiedzieć, na jaką
ligę kupują karnety, piłkarze chcą wiedzieć, z jakim klubem
podpisują kontrakt, trenerzy chcą wiedzieć, do jakich rozgrywek mają
się szykować, a sponsorzy chcą wiedzieć, na co wykładają pieniądze.
A na razie nikt nic nie wie.

Jeśli Arka nie zagra w najbliższym sezonie w ekstraklasie, to... nie
wiem, co będzie z tym klubem. Pierwsza degradacja poskutkowała
wycofaniem się Ryszarda Krauzego. W klubie byli już jednak na tyle
dobrzy piłkarze, że siłą rozpędu udało się awansować do ekstraklasy
(wiem w jakich okolicznościach, ale jednak awans został
zatwierdzony). Ale co dalej? Bez pieniędzy z Canal+, pewnie nie
będzie się dało tych zawodników utrzymać i nawet w drugiej lidze
trudności mogą być olbrzymie... A szkoda, żeby taki klub zniknął.
Pracuję tu od niedawna, ale już wypatrzyłem kilku bardzo młodych
chłopców, którzy w przyszłości mogą być gwiazdami naszej piłki. Ale
jak Arka przepadnie, to i oni gdzieś znikną w trzecioligowej
szarzyźnie.

Dlatego apeluję raz jeszcze – jak sądy mają sądzić wedle
własnego „widzimisię”, a nie wedle jasnych reguł, to niech nie sądzą
w ogóle. Zróbmy większą ligę i patrzmy w przyszłość. Ale czy komuś
na tym zależy? Następne spotkanie w PKOl 22 sierpnia. A czemu nie za
dwa albo trzy dni? Czemu nie 10 sierpnia? Ktoś sobie wczasy wykupił?
Jak długo jeszcze będzie trwało to jedno wielkie odwlekanie
wszystkich decyzji?


Przeczytaj wszystkie posty z tego wątku



Temat: Arkowcy zapisujcie się !
Kasy nie ma, ale zmiany będą (Gazeta Wyborcza)

- Chcemy zatrudnić lewego obrońcę, defensywnego pomocnika i napastnika. Chcielibyśmy skompletować skład do 7 stycznia, ale nie wiem, czy nam się to uda - mówi dyrektor sportowy Arki Gdynia Piotr Burlikowski

Grzegorz Kubicki: Ile pieniędzy przeznaczycie na zimowe transfery?

Piotr Burlikowski: Zero, czyli podobnie jak latem, przed sezonem. Ale proszę mnie nie pytać, dlaczego. Na ten temat trzeba rozmawiać z prezesem klubu. Brak pieniędzy na transfery nie oznacza jednak, że nie będzie zmian w zespole. Szukamy wolnych piłkarzy, za których nie trzeba płacić. Myślimy też o wypożyczeniu graczy z innych klubów.

Ale np. Borussia Dortmund nie chce wypożyczyć Sebastiana Tyrały.

- Wysłaliśmy do Dortmundu naszą propozycję, Borussia jej nie zaakceptowała, ale nie zamierzamy jej zmieniać. Chcieliśmy wypożyczyć Tyrałę z opcją transferu definitywnego, ale Borussia chce go od razu sprzedać. Trudno. Jeśli nie uda się pozyskać tego piłkarza, będziemy szukać innych rozwiązań w pomocy. Więcej może grać np. zdolny Marcin Budziński. W ogóle jesteśmy zadowoleni z tego, jak trener Czesław Michniewicz wprowadza do drużyny młodych piłkarzy i mamy nadzieję, że nadal będzie to robił.

Na jakie pozycje szukacie wzmocnień?

- Chcemy zatrudnić lewego obrońcę, defensywnego pomocnika i napastnika. Trwają rozmowy z kilkoma piłkarzami. Chcielibyśmy skompletować skład do początku przygotowań do rundy wiosennej, czyli do 7 stycznia, ale nie wiem, czy nam się to uda.

A prawego pomocnika nie szukacie?

- Nie. Uznaliśmy, że Bartek Karwan i Tomek Sokołowski poradzą sobie na tej pozycji.

Jeśli szukacie lewego obrońcy, to znaczy, że nie jesteście zadowoleni z gry Michała Płotki. 20-letni piłkarz dostał szansę i jej nie wykorzystał?

- To nie tak. Michał to perspektywiczny zawodnik, ma z nami długoletnią umowę. Jego grę jesienią oceniamy poprawnie, choć były w niej też minusy. Płotka nie jest jednak typowym lewym obrońcą, lepiej gra przecież prawą nogą. Jego miejsce jest na środku lub na prawej stronie defensywy. Dlatego właśnie szukamy lewonożnego piłkarza na lewą obronę.

Będzie nim Błażej Telichowski z Polonii Warszawa?

- Jest jednym z kandydatów.

A co z piłkarzami testowanymi przez was pod koniec jesieni. Czy któryś z nich znajdzie się w Arce?

- Spodobali nam się Michał Kojder i Adrian Jeremicz z Lechii Zielona Góra. Rozmawiamy na temat ich pozyskania lub wypożyczenia. Chcemy, aby rozpoczęli z nami przygotowania do rundy wiosennej.

Sześciu piłkarzy chcecie się też pozbyć - Krzysztofa Przytuły, Marcina Chmiesta, Tomasza Mazurkiewicza, Piotra Bazlera, Pawła Weinara i Krzysztofa Sobieraja. Dlaczego akurat oni?

- Trenerzy nie widzą już dla nich miejsca w zespole, a zarząd klubu podziela ich opinię.

Przytuła był w pierwszej części sezonu podstawowym piłkarzem Arki, ale potem doznał kontuzji...

- I właśnie o te kontuzje chodzi. Uznaliśmy, że Przytuła ma ich zdecydowanie za dużo, właściwie przez cały okres gry w Arce miał różnego rodzaju urazy.

A Weinar i Sobieraj, którzy przez całą rundę leczyli kontuzje? Na jakiej podstawie trener uznał, że nie nadają się do drużyny?

- W ich przypadku sprawa wygląda nieco inaczej. Dopuszczamy rozwiązanie, że wypożyczymy ich np. na pół roku, odbudują formę, a przed nowym sezonem wrócą do Arki.

Są chętni na pozyskanie piłkarzy, których już nie chcecie?

- Rozmowy trwają. Dopuszczamy różne możliwości - transfer do innego klubu, wypożyczenie lub po prostu rozwiązanie umowy. Zdajemy sobie sprawę, że piłkarze, których nie chcemy, mają jeszcze ważne umowy z klubem i poniesiemy wszystkie związane z tym konsekwencje.

Słyszał pan, że Mazurkiewicza, ale także Bartosza Ławę i Bartosza Karwana chce zatrudnić ŁKS Łódź?

- Coś tam słyszałem, ale powiem tak: odejście Ławy i Karwana jest nierealne.

Nie mieliście kłopotu z rozstaniem z Markiem Basterem, bo jemu skończyła się umowa. Podobnie jest z Damianem Nawrocikiem, ale jego chcecie zostawić, choć tylko na pół roku. Rozmawiałem z piłkarzem i powiedział, że jest trochę rozczarowany tak krótką propozycją.

- Damian Nawrocik, jak każdy inny piłkarz, chce mieć jak najdłuższą i jak najwyższą umowę. Zaproponowaliśmy mu półroczne przedłużenie kontraktu, bo ocenialiśmy jego grę w trakcie całego pobytu w Arce. Końcówkę rundy jesiennej obecnego sezonu piłkarz miał udaną, ale wcześniej z jego formą różnie bywało. Pewnie gdyby nie ta udana jesień, to w ogóle nie proponowalibyśmy mu przedłużenia umowy. A tak chcemy dać mu szansę, do końca roku Damian ma zdecydować, czy chce zostać w Arce. Jeśli zostanie i wiosnę będzie miał równie udaną, to w lipcu siądziemy do kolejnych rozmów.

Do czerwca wypożyczeni są Zbigniew Zakrzewski i Przemysław Trytko. Czy latem zdecydujecie się na transfery tych piłkarzy?

- Za wcześnie na takie rozmowy. Zbyszek na pewno jest wzmocnieniem zespołu, zobaczymy, jak będzie grał wiosną. Szwajcarzy chcą za niego 400 tys. euro. To dużo pieniędzy, ale nie możemy zakładać, że za piłkarza, którego chcemy mieć w zespole, tyle nie damy.

Trytko na razie was nie przekonał?

- Na pewno nie tak jak Zbyszek, ale i cena za niego jest dużo niższa.

Rozmawiał Grzegorz Kubicki


Posłużę się tym o to artykułem


Sebastian Tyrała gdyby go się udało to by było już jakieś wzmocnienie
Przeczytaj wszystkie posty z tego wątku



Temat: Dziś Mistrz Polski walczy o Lige Mistrzów. Piłka:)
Dziś Mistrz Polski walczy o Lige Mistrzów. Piłka:)
Zagłębie Lubin gra dziś ze Steauą Bukareszt o awans do kolejnej rundy
piłkarskiej Ligi Mistrzów.

- Przejdą ich, bo Zagłębie to świetna paczka i najładniej grająca polska
drużyna - mówi Maciej Szczęsny. Ale pokonanie faworyzowanych Rumunów to
dopiero pierwsza przeszkoda do Ligi Mistrzów

Od dziesięciu lat scenariusz był ten sam: mistrz Polski nisko oceniał swoje
szanse już po losowaniu, po porażce sprzedawał najlepszych piłkarzy, trochę
później trener tracił pracę, a działacze obiecywali, że spróbują za rok.
Teraz ma być inaczej. Szefowie KGHM, właściciela klubu z Lubina, zarzekają
się, że stołka trenera Czesława Michniewicza nie ruszy nawet tsunami i żaden
z piłkarzy nie jest na sprzedaż. Bo udać ma się już teraz, nie przy następnej
okazji.

Nawet z motywacją czekali do ostatniej chwili, by jak najmocniej wpłynęła na
piłkarzy. Dopiero w piątek obiecali 2 mln euro do podziału za awans do fazy
grupowej, wczoraj przed wspólnym obiadem poinformowali drużynę, że klub
dostanie 100 mln zł na budowę nowego stadionu. Prace symbolicznie mają ruszyć
w terminie pierwszej kolejki LM.

Piłkarze szybko policzyli, że z ekstra premii wyjdzie po 100 tys. euro na
głowę, ale zaraz uświadomili sobie, że przejście Rumunów to dopiero połowa
drogi, bo przed nimi jeszcze kolejna runda, w której trafić można np. na
Spartę Praga, Spartaka Moskwa albo Fenerbahce Stambuł.

Nie stracić gola

Steaua to jeden z symboli Pucharu Mistrzów, poprzednika Champions League. Z
krajów Europy Środkowo-Wschodniej tylko Rumuni i Crvena Zvezda Belgrad
triumfowały w tych rozgrywkach, a finał z 1986 roku z Barceloną przypominany
jest do dziś. O wyniku rozstrzygnął konkurs rzutów karnych zakończony
niespotykanym ani wcześniej, ani później wynikiem 2:0! George Hagi, obecny
trener wicemistrza Rumunii, do dziś nie może odżałować, że wcześniej nie
dogadał się w sprawie kontraktu z ówczesnym prezesem klubu Valentinem Ceau
escu, synem rumuńskiego dyktatora, i przeszedł do Steauy dopiero po wielkim
triumfie.

Ale sukcesy ukochanego klubu rodziny Ceau escu nie skończyły się wraz z
końcem reżimu. W Lidze Mistrzów grał cztery razy, dwa lata temu dotarł do
półfinału Pucharu UEFA. Nie zmienia się też to, że Steaua wciąż daje
reprezentacji najwięcej piłkarzy. Ma nawet nowego Hagiego - Nicolae Dicę,
który jest pupilem Bukaresztu, Rumunii i samego trenera.

Może dlatego fachowcy machnęli ręką na Zagłębie zaraz po losowaniu, bo nie
dość, że mistrzom Polski trafiła się Steaua, to jeszcze pierwszy mecz zagrają
u siebie. Mało kto pamięta jednak, że jedyne polskie sukcesy w Lidze Mistrzów
i Legia, i Widzew świętowały właśnie po drugich meczach na wyjeździe. -
Akurat takiego scenariusza, jaki realizował Widzew, mistrzom Polski nie
życzę - mówi Maciej Szczęsny, bramkarz, który jako jeden z dwóch Polaków
(drugim jest Radosław Michalski) grał w LM i z Widzewem, i z Legią. - Nie ma
już u nas i jeszcze długo nie będzie drużyny, która wyciągnęłaby się z 0:3 na
wyjeździe na 2:3 [z Broendby Kopenhaga], co dawałoby awans. Tamten Widzew
miał i ludzi do gry, i wielką wiarę. Najlepszy scenariusz dla Zagłębia to
zwycięstwo bez straty gola w pierwszym spotkaniu.

Oby Czesiu nie spękał

- Nie stracić gola u siebie - powtarza Michał Goliński, pomocnik Zagłębia.
Ale mistrz Polski bronił się nie będzie. Tak jak w ligowym meczu z Widzewem,
Michniewicz postawi na rewolucyjne, jak na polską drużynę, rozwiązanie z
trzema środkowymi pomocnikami bez skrzydłowych. W rozgrywaniu akcji liderowi
drużyny Maciejowi Iwańskiemu pomagać będą Goliński i Rui Miguel. Kiedy
lubinianie strzelą gola, być może z ustawienia 4-1-3-2 przejdą na 4-4-2,
wprowadzając skrzydłowych i rezygnując z jednego ofensywnego pomocnika. Kiedy
stracą bramkę, trener też zrobi roszady, ale w środku zostawi i Iwańskiego, i
Golińskiego.

Hagi dostrzegł słabe punkty Zagłębia w defensywie. Chce wykorzystać brak
szybkości stoperów Michała Stasiaka i Arboledy. To dlatego zarządził na
odprawie, by przy dośrodkowaniach w polu karne lubinian wbiegało czterech, a
nawet pięciu piłkarzy.

- Wiem, jak gra Steaua, i uważam, że to zespół nawet łatwiejszy niż Broendby
dla nas 11 lat temu - mówi Szczęsny. - Zagłębie to świetna paczka i
najładniej grająca polska drużyna. Martwię się tylko, by Czesiu nie spękał i
nie nastawił się na defensywę. Ale to odważny trener, który nie zrezygnuje z
siły ataku swoich graczy. Dlatego nie sądzę, by piłkarze Zagłębie, jak inne
polskie zespoły w eliminacjach Ligi Mistrzów, pospuszczali łby jeszcze przed
pierwszym gwizdkiem.

Zagłębie - Steaua
Budżet: 4,5 mln* - 30 mln*
Największy transfer lata 2007: Michał Goliński 300 tys.* - Ifeanyi Emeghara
1,2 mln*
Mistrzostwa: 2 - 23
Puchary krajowe: 0 - 20
Udziały w LM: 0 - 4
Udziały w Pucharze Europy/LM 1 - 20
Puchar Europy 0 - 1
Miejsce w klubowym rankingu UEFA: nie sklasyfikowani - 33
*wszystkie sumy w euro



Jaki typujecie wynik?

Zagłebie - Steua
obstawiam 1-2


Pozdro
Krzysztof
Przeczytaj wszystkie posty z tego wątku



Temat: Piłkarska Liga Mistrzów a sprawa Polska....
Piłkarska Liga Mistrzów a sprawa Polska....
"To będzie 11. sezon z rzędu bez polskiego klubu w Lidze Mistrzów.
Ale spokojnie, na pocieszenie spytajcie o naszą piłkę jej szefów.
Zrozumiecie, że jest świetnie, a nawet coraz lepiej
Ten sam żałobny rytuał odprawiamy sezon w sezon. Czasem pogrzeb
zwiastuje już losowanie, bo mistrz kraju wpada na Barcelonę lub
Real; czasem wzdychamy do łutu szczęścia, którego brak ponoć
przesądził o niepowodzeniu; czasem złorzeczymy na sędziów, choć
rywal miał przygniatającą przewagę. Recenzje i okoliczności się
zmieniają, ale skutek zawsze jest ten sam. Liga Mistrzów pozostaje
światem baśniowym, do którego zerkamy przez telewizyjny ekran. Od 11
sezonów elitę obserwujemy z oddali, choć przez ten czas przebijały
się do niej serbski Partizan, fińskie HJK Helsinki, słoweński
Maribor, słowacka Artmedia czy izraelskie Maccabi, nie wspominając o
jej niemal stałych bywalcach z Norwegii.

Tym razem padło na Zagłębie Lubin, czyli załogę żółtodziobów, jaka o
LM jeszcze się nie biła. Żaden z piłkarzy, którzy rozpoczęli rewanż
ze Steauą, nigdy o taką stawkę nie grał - nieliczni zaliczyli
nieliczne mecze rund przedwstępnych Pucharu UEFA, Łobodziński z
Iwańskim liznęli trochę piłki reprezentacyjnej (w konfrontacjach z
Armenią czy Emiratami Arabskimi). Znęcać się nad nimi nie wypada,
trener Czesław Michniewicz chyba wycisnął z nich, ile mógł. Nawet
jeśli plan na pierwszy mecz obrał niewłaściwy. W każdym razie
szukał, kombinował, przed rewanżem dokonał w drużynie wręcz
taktyczno-mentalnej rewolucji, co na tle większości tubylczych
kolegów po fachu jest wyczynem. Polska myśl szkoleniowa w obliczu
kłopotów często zmienia się przecież w roślinę - trener przy ławce
szybciej zakwitnie, niż zareaguje.

By uświadomić sobie skalę degrengolady, starczy sięgnąć do zbioru
myśli Michała Listkiewicza, który słynie z imponująco trafnego
umiejscowiania naszego futbolu w hierarchii międzynarodowej. Prezes
Polskiego Związku Piłki Nożnej, uparcie nam panujący od roku 1999,
upominał kiedyś, by rodzimych klubów nie porównywać do przeciwników
z Zachodu, bo one rozwijały się przez dziesiątki lat nieskażonych
komunizmem. Potem przytomnie zaobserwował, że nieelegancko jest
kazać konkurować polskim drużynom z rosyjskimi czy ukraińskimi, bo i
one bogatsze, a ich treningowe boiska równiejsze. Wreszcie w
niedawnej debacie "Przeglądu Sportowego" chełpił się, że
infrastruktura na Słowacji i Węgrzech też jest marna, więc nie ma co
dramatyzować.

Jak będzie wyglądał następny etap, zasugerował stały telewizyjny
ekspert, a zarazem mózg polskiej myśli szkoleniowej - wiceprezes
PZPN Jerzy Engel. Pochwalił piłkarzy Bełchatowa za porażkę w Tbilisi
0:2 w pierwszej rundzie wstępnej Pucharu UEFA, cieszył się, że
zdołali doprowadzić do rzutów karnych. Słowem, dziś gracze z
ludnego, dynamicznie rozwijającego się kraju Unii Europejskiej mają
toczyć zażarte boje w rundach wstępnych z Gruzinami, których jest
ledwie pięć milionów. A już wkrótce, jeśli tendencja się utrzyma,
rodzimi dygnitarze zabronią pewnie porównywać się i z nimi. W końcu
Wisła Kraków tam poległa.

Uciekam się do wskaźników ekonomiczno-demograficznych, bo uwiąd
naszej piłki coraz trudniej racjonalnie wytłumaczyć. Polacy nie
głodują, mają prąd w gniazdkach i ciepłą wodę, bogacą się, tymczasem
futbolowe kluby zsuwają się na pułapy albańskie. A przecież dobrobyt
i pasja do sportu wszędzie na świecie sukcesy gwarantuje.

Leo Beenhakker polskiego nie rozumie, ale chyba wyczuwa nastroje,
chyba pojął, że jego zwierzchnicy są wirtuozami sztuki pocieszania i
utwierdzania się w dobrym samopoczuciu. Tuż przed środową porażką po
raz kolejny wygłosił emocjonalny apel do "działaczy i byłych
selekcjonerów", by wreszcie wzięli się do roboty. Załamał się tuż po
przyjeździe, a teraz widać, że wychodzi z siebie, jego frustracja
się pogłębia, marazm otoczenia wpędza go w rozpacz.

Od dawna wiadomo, że leży szkolenie i baza. Młodzi nie mają od kogo
i gdzie się uczyć. Beenhakker zajrzał niedawno do Szkoły Trenerów i
zbaraniał. Zebrani analizowali rozrysowaną na tablicy taktykę z
meczu z lat 70. Holender o wielu takich wstrząsających dla niego
detalach publicznie nie opowiada, pewnie czuje się niezręcznie - w
końcu musiałby rugać swoich pracodawców. Pewne rzeczy widać jednak z
zewnątrz. Czy PZPN zaparł się, by zdyskontować euforię wokół
przyznania nam organizacji Euro, i ruszył w Polskę z akcją "2012
boisk na 2012 rok"? Czy lobbuje w gminach, które na sport wydawać
mogą, lecz nie muszą? Czy skrzyknął legendy boisk sprzed lat, by
objechały kraj i program "nowe boisko w każdej gminie" osobiście
propagowały? Czy spróbował przekonać rządzących, że za 100 mln zł
oferowanych przez częściowo państwowy KGHM (właściciel Zagłębia)
lepiej zbudować 133 boiska ze sztuczną trawą niż wielki stadion w
małym Lubinie?

Najgorsze, że polscy działacze i trenerzy naprawdę sądzą, że nie
jest źle. Zagłębie pozostawiło dobre wrażenie, debiutowało w LM,
więc wszystko w porządku. A oni nie powinni spoglądać na ostatni
mecz, lecz na zapaść trwającą od 1996 roku. Na zionącą w środku
Europy wielką czarną dziurę, która straszy z zamieszczonej obok
mapy. Wszyscy wokół nas do LM wpadają przynajmniej incydentalnie,
mistrzowie Polski od czasów Widzewa wygrali ledwie jedno z 22
spotkań ostatniej dla nich rundy kwalifikacyjnej.

PZPN, ten przeklęty, zastygły, absolutnie odporny na krytykę moloch
nie robi nic. Euro dostaliśmy dzięki pomysłowi Ukraińców,
determinacji Hryhorija Surkisa i potencjałowi 38-milionowego rynku.
Beenhakkera, co jest tajemnicą poliszynela, też nie wymyślili
działacze, ba, nie odgrywali nawet wiodącej roli w negocjacjach. Oni
umieją głównie pocieszać, że nie jest źle.

Za rok uspokoić nastroje będzie być może łatwiej. Ostatnio Ligę
Mistrzów przegrywaliśmy ze Steauą, Szachtarem i Panathinaikosem. W
końcu trafi się nam Arsenal lub Juventus. A z nimi porównywać się to
już w ogóle nie ma sensu.
Źródło: Gazeta Wyborcza"

Pozdro
Krzysztof

Przeczytaj wszystkie posty z tego wątku



Temat: Stec wylicza błędy Beenhakkera
TUTAJ WPIS Z BLOGU CZESLAWA MICHNIEWICZA NA TEN SAM TEMAT (ZRÓDŁO -
PORTAL WWW.WESZLO.PL). ZACHECAM.

Problemem polskiej piłki nie jest osoba trenera reprezentacji.
Ostatnie trzy wielkie imprezy dobitnie pokazały, że ktokolwiek nim
zostanie, efekt zawsze będzie podobny. Możemy teraz wziąć mistrza
świata Marcelo Lippiego. Ale czy to oznacza, że zostaniemy mistrzem
świata, albo chociaż finalistą? Oczywiście, że nie.

Zwróćmy uwagę na kilka faktów. W Korei Jerzy Engel wystawił Jacka
Bąka, Jacka Krzynówka, Macieja Żurawskiego i Michała Żewłakowa.
Cztery lata później Janas do tej czwórki dodał Artura Boruca,
Euzebiusza Smolarka, Mariusza Jopa, Dariusza Dudkę i Mariusza
Lewandowskiego. Minęły kolejne dwa lata, Leo Beenhakker sprzedał
kilka opowieści o niesamowitej liczbie talentów w naszym futbolu
i... skorzystał z mniej więcej tej samej grupy ludzi co poprzedni
selekcjoner. Na dobrą sprawę doszli tylko Roger i Łobodziński.
Wniosek? Każdy trener miesza w tym samym garnku, w którym pływają
ciągle te same kąski mięska, niektóre już stare. Wyboru nie ma
żadnego. Młodsi zawodnicy nie stanowią żadnej alternatywy, bo są
gorsi od tych, których już dobrze znamy.

Oczywiście – można się zastanawiać, jakie błędy w selekcji popełnił
(i czy popełnił) Leo Beenhakker. Można mówić, że należało dać szansę
Jeleniowi czy Brożkowi. W porządku, ale to już rozpisują na
wszystkie możliwe sposoby inni. Ja wolę na to spojrzeć z szerszej
perspektywy. Problem selekcjonera (ktokolwiek nim będzie) zawsze
polega na tym, z ilu zawodników wybiera. U nas, niestety, z bardzo
niewielu.

Problemem też jest to, dokąd nasi najzdolniejsi piłkarze zmierzają.
Celem wszystkich jest wyjazd zagranicę. Ale czy ten wyjazd sprawia,
że stają się lepszymi piłkarzami, czy gorszymi? Ilu naszych piłkarzy
rzeczywiście poprawiło swoje umiejętności poprzez wyjazd, a ilu
przepadło? Kiedy wracają do polskiej ligi, to jako gorsi zawodnicy,
czy lepsi? Najczęściej scenariusz wygląda tak – polski piłkarz
dostaje na początku kilka szans, nie sprawdza się. W klubowym
rankingu spada na miejsce numer 23 czy 25 i nie potrafi już zawziąć
się i pracą wywalczyć powrotu chociażby do osiemnastki. Wraca potem
z podkulonym ogonem. Wracają i ci słabi, i ci, co do których byliśmy
pewni, że sobie poradzą. Wyjątki są naprawdę rzadkie.

To jest problem mentalny, ale też czysto piłkarski. Widzieliście jak
Roger dośrodkowywał w meczu z Chorwacją? Jemu potrzebne było ledwie
pół metra wolnego miejsca, żeby wrzucić piłkę na punkt, dokładnie
tam gdzie chce. A ileż niepotrzebnych ruchów, drobnych kroczków
musiał wykonać Wawrzyniak, by piłkę kopnąć gdziekolwiek? Najprościej
byłoby zmienić trenera, ale to nie zniweluje wspomnianej różnicy
między Rogerem i Wawrzyniakiem. Różnicy wynikającej z lat treningów.

Tak naprawdę różnica między kolejnymi selekcjonerami polega głównie
na współpracy z mediami, na tym co i jak mówią. Ale robią to samo.
Może się uda, może będzie dobrze, ale i tak nigdy to wszystko nie ma
fundamentów. Wystarczy chwilę popatrzeć na to, co jest solą piłki –
podanie i przyjęcie – by widzieć, jak bardzo odbiegamy. Tych
technicznych zaniedbać nie da się usunąć w trakcie dwóch czy trzech
tygodni zgrupowania. Zawsze powtarzam – nie można natrenować się na
zapas, tak jak nie można się najeść na zapas. Wszystko musi być w
odpowiednim tempie i odpowiednim czasie.

Może więc w Euro 2008 można było coś zrobić lepiej, może mogliśmy
osiągnąć więcej, ale to byłoby więcej na zasadzie jednej strzelonej
bramki więcej albo jednej straconej mniej. Nie byłoby skoku
jakościowego. Bo od samego mieszania herbata nigdy nie stanie się
słodsza.

Dodam jeszcze, że zastanawia mnie fenomen Chorwacji. Mały, też post-
komunistyczny kraj, który ma ledwie 4,5 miliona mieszkańców i tylu
doskonałych piłkarzy. Oni zawsze grają w wielkich klubach, płaci się
za nich krocie, bo mają markę – jak mercedes. Ale taka specyfika
tego regionu. Kiedyś o Jugosławii mówiło się, że gdyby organizowano
trójbój – mistrzostwa w piłce nożnej, piłce ręcznej i koszykówce –
to Jugosławia zawsze byłaby mistrzem świata... Z czego to wynika?
Mam wrażenie, że tam dzieci traktują piłkę jako sposób na życie,
może nawet walkę o przetrwanie. I mają pozytywne wzorce. Może
dlatego ganiają za piłką od rana do wieczora? Może ten kraj ma
pasję? Tutaj w Austrii graliśmy kilka razy w siatkonogę i... Zbyszek
Boniek ogrywał wszystkich, nawet tych młodszych o 20 lat, bo taka
była różnica techniczna między nim, a resztą. Ale to wynikało z
tego, że – jak opowiadał – będąc małym chłopcem w każdej wolnej
chwili jechał na stadion Zawiszy, żeby podawać starszym od siebie
piłki. Ilu chłopców dziś tak robi?

Niestety, ale nie ma możliwości podniesienia umiejętności, trenując
godzinę dziennie, albo w ogóle przychodząc na zajęcia 2-3 razy w
tygodniu (jak to w klubach niższych klas). W Polsce trenujemy za
mało, źle i robi to za mało osób. I efekt potem unaocznia się na
takich imprezach jak mistrzostwa Europy. Beenhakker nie nauczy
Łobodzińskiego celnie podać, bo to nie ten etap.

Dlatego za naszą klęskę na Euro 2008 nie winię ani trenera, ani
piłkarzy – po prostu taka jest prawda o naszym futbolu. Ktokolwiek
by trenował i ktokolwiek grał, efekt zawsze byłby podobny. Nie
identyczny, ale podobny. Jacek Bąk ma już bodaj 96 meczów w
reprezentacji, dużo więcej niż Boniek, Tomaszewski czy Młynarczyk.
To tylko pokazuje, jak wąski jest wybór w Polsce. Bo Jacek jest
solidnym obrońcą, ale nie człowiekiem, bez którego w ostatnich
latach nie dałoby się wyjść na boisko. Zwróćmy uwagę, ilu wielkich
piłkarzy z przeszłości nie rozegrało w kadrze 60 meczów (co daje
wstęp do klubu wybitnego reprezentanta), a jak łatwo jest o to
teraz. Zaraz wybitny będzie wspomniany Łobodziński, za pięć minut
Zahorski... Pod względem statystycznym osiągną to, co nie tak dawno
nie udało Warzysze, Juskowiakowi, Kowalczykowi czy Nowakowi.

Mamy w Polsce futbolową „bylejakość”, powszechnie codziennie
akceptowaną. Może gdzieś, w innych krajach też jest byle jak, ale
mam wrażenie, że u nas ta bylejakość jest naprawdę na wysokim
poziomie. I tylko raz na cztery lata (a jak dobrze pójdzie, to raz
na dwa) robimy z tego wielkie halo...

Przeczytaj wszystkie posty z tego wątku
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • erfly06132.opx.pl



  • Strona 2 z 2 • Zostało wyszukane 146 wypowiedzi • 1, 2

    © 2009 Najlepszy miesiąc kawalerski w Polsce !!! - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates