W służbie bezpieczeństwa
http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=643
" [...]
Krzysztof Olewnik, syn przedsiębiorcy Włodzimierza Olewnika z Płockiego,
został porwany przez nieznanych sprawców 27 października 2001 roku. W dwa
dni potem porywacze zażądali od rodziny okupu w wysokości 300 tysięcy euro.
Rodzina zebrała pieniądze i przekazała je porywaczom, zgodnie z ich
instrukcjami zrzucając 24 lipca 2003 roku torbę z Alei Armii Krajowej w
Warszawie. Policja oczywiście była o wszystkim na bieżąco informowana, ale -
jak się później okazało - w ogóle ani nie spenetrowała miejsca, w którym
porywacze zażądali zrzucenia torby z pieniędzmi, ani nie obserwowała
zdarzenia. Mimo przekazania okupu, 5 września 2003 roku Krzysztof Olewnik
został zamordowany. O tym jednak nikt wtedy nie wiedział, bo śledztwo w tej
sprawie policja prowadziła wyjątkowo nieudolnie, popełniając wszystkie
możliwe zaniedbania i błędy. Na przykład porywacze wielokrotnie dzwonili do
rodziny porwanego, ale policja ani nie sprawdziła kto, ani - skąd dzwoniono.
Warto przypomnieć, że w Polsce rejestrowane są nie tylko wszystkie rozmowy z
telefonów komórkowych, ale utrwalana jest również ich treść. Ojciec
porwanego przekazał policji anonimowy list, którego nadawca wskazywał osoby
zamieszane w sprawę porwania (jak się później okazało - również jego
mordercę), ale policja ten sygnał zignorowała. Wreszcie w czerwcu 2004 roku
skradziono w Warszawie policyjny samochód z 16 tomami akt tego śledztwa.
Nigdy nie znaleziono sprawców tej kradzieży, a prokuratura skwapliwie
umorzyła postępowanie, chociaż wkrótce do Włodzimierza Olewnika zgłosił się
nieznany mężczyzna, przekazując mu kartkę z notatka, że "Akta miały zginąć.
Dobrze, że w chwili kradzieży policjantów nie było przy nich, bo też
musieliby zginąć.". Nieznani sprawcy grozili świadkom, ale nadal pozostawali
nieznani zarówno dla policji, jak i prokuratur prowadzących czynności w tej
sprawie. Bo prokuratura warszawska jakoś nie potrafiła sobie poradzić i
dopiero prokuratura w Olsztynie miała więcej szczęścia; w październiku 2006
roku udało się jej znaleźć zwłoki porwanego Krzysztofa Olewnika, a także
natrafić na ślad sprawców tej zbrodni. Jeden z nich był bardziej rozmowny i
dzięki temu udało się doprowadzić ich przed sąd - ale nie wszystkich, bo sam
główny herszt powiesił się w celi olsztyńskiego aresztu zanim rozpoczął się
proces. Skazani na dożywocie Sławomir Kościuk i Robert Pazik też się
powiesili w więzieniu w Płocku - pierwszy w kwietniu 2008 roku, a drugi - 19
stycznia br. W tej sprawie skazanych zostało jeszcze 10 ludzi, a zarzuty ma
podobno usłyszeć również b. szef SLD z Sierpca Krzysztof Korytowski.
Przypominam tę sprawę, bo wszystko w niej wzbudza podejrzenia, iż sprawcy
tej zbrodni albo byli tajnymi współpracownikami rozwiązanej niedawno
razwiedki, albo byli przez nią doraźnie wynajmowani do mokrej roboty, co w
sumie na jedno wychodzi. W przeciwnym razie nie da się w żaden sposób
wytłumaczyć nieudolności policji i prokuratur, które w innych przypadkach
działają aż nadto energicznie. Na przykład ojcu zamordowanego niezawisła
prokuratura już postawiła zarzut "naruszenia nietykalności cielesnej
prokuratora", bo podobno na skutek silnego wzburzenia, wywołanego lekturą
akt sprawy zabójców jego syna miał chwycić prokuratora za klapy marynarki.
Podobnie trudno wytłumaczyć serię samobójstw, popełnionych w celach
monitorowanych 24 godziny na dobę. Najwyraźniej w tej sprawie oprócz już
znanych, działają również "nieznani sprawcy", o których niczego nie wiemy,
poza jednym - że, podobnie jak w głębokim PRL-u, pozostają w ścisłym związku
z razwiedką i wykonują polecenia "człowieków honoru".
O wykonywanie poleceń "człowieków honoru" podejrzewam również Platformę
Obywatelską, jak i cały rząd premiera Donalda Tuska, który w ten sposób
odwdzięcza się za stworzenie mu możliwości uchwycenia zewnętrznych znamion
władzy. Tym między innymi tłumaczę sobie tajemniczość, jaka nadal otacza tę
sprawę, mimo, iż niezawisły sąd już sprawców niby to osądził - zaś epidemia
samobójstw w celach monitorowanych przez 24 godziny na dobę tylko te
podejrzenia wzmacnia. W tych podejrzeniach nie jestem bynajmniej
odosobniony, bo osoby dobrze poinformowane utrzymują, że premier Donald
Tusk, który początkowo, podobnie jak i cała Platforma Obywatelska, nie
chciał nawet słyszeć o zdymisjonowaniu ministra sprawiedliwości Zbigniewa
Ćwiąkalskiego po znalezieniu Roberta Pazika powieszonego w swojej
monitorowanej celi, ale kiedy zobaczył sondaże, to nie tylko zdymisjonował
ministra, ale i wiceministra Cichosza, odpowiedzialnego za więzienia i szefa
Służby Więziennej, pana Pomiankiewicza, ale nawet kazał Platformie zgodzić
się na powołanie sejmowej komisji śledczej w do sprawy zabójstwa Krzysztofa
Olewnika, chociaż jeszcze kilka godzin wcześniej najtęższe autorytety tej
partii przekonująco dowodziły, że nie tylko nie ma to sensu, ale jest
głęboko szkodliwe zarówno dla samego śledztwa, jak i wymiaru
sprawiedliwości. Głowy zatem poleciały, ale też tylko na tym poziomie, więc
"człowieki honoru", chociaż oczywiście demonstrują nieutulenie w żalu z
powodu takiego potraktowania ministra Ćwiąkalskiego i rozgoryczenie objawami
niewdzięczności i samowolką premiera Tuska, przecież zasadniczo nie utraciły
zaufania ani do niego, ani do Platformy Obywatelskiej - że nie wykorzysta
tej sprawy do jakiejś desperackiej próby emancypacji.
Wkrótce okaże się, czy mają rację, czy nie, bo oto premier Tusk na miejsce
Zbigniewa Ćwiąkalskiego mianował posła Andrzeja Czumę. Jest to posunięcie w
stylu: i pieniądze zarobić i wianuszka nie stracić. Poseł Andrzej Czuma
bowiem z jednej strony ma znakomity życiorys opozycyjny, więc z tego powodu
jest dość trudnym obiektem do atakowania ze strony PiS, a zwłaszcza -
tamtejszych opozycjonistów ostatniej godziny, zaś z drugiej strony poseł
Andrzej Czuma już co najmniej kilka razy pokazał, że okazanego zaufania nie
zawodzi i można na nim polegać. Zatem - nadal jest bezpiecznie. I o to
właśnie chodzi, zwłaszcza w sytuacji gdy zarówno śmierć Krzysztofa Olewnika
przemawia do rozsądku każdemu i przypomina, że tylko "tych co płacą - nic
nie spotka", zaś epidemia samobójstw w celach monitorowanych przez 24
godziny na dobę przypomina, kto w Polsce rządzi naprawdę.
Stanisław Michalkiewicz
[...]
Bardzo dużo podobieństw
Komentarz • tygodnik „Gazeta Polska” • 10 maja 2007 | www.michalkiewicz.pl
Uzyskanie przez Polskę i Ukrainę radosnego przywileju zorganizowania w 2012
roku mistrzostw piłki kopanej, wprawiło miliony ludzi w stan euforii. Główną
przyczyną tej radości są informacje, ile to wszystko będzie kosztowało, tzn. –
ile pieniędzy trzeba będzie wydać, zanim oczekiwane mistrzostwa się rozpoczną.
O ile jednak radość tych, którzy będą mieli okazję część tych pieniędzy
rozkraść, a także tych, którzy będą mogli je zarobić przy budowaniu stadionów,
hoteli, dróg czy autostrad jest zrozumiała, to trudno pojąć radość tych, którzy
będą musieli te pieniądze wyłożyć, bez żadnego ekwiwalentu.
Mówię oczywiście o podatnikach, od których przecież rząd ten czy inny, będzie
musiał te pieniądze najpierw odebrać. Jest to jeden z dowodów na
nieracjonalność świata, a przy okazji – również na trafność polskiego
porzekadła: „czegoś biedny – boś głupi”.
To właśnie o takich ludziach pisał poeta, że „na wyschłej piersi, pod brudną
koszulą, czcze serca noszą krzycząc za kawałkiem chleba, a biegną za orkiestrą,
co gra capstrzyk królom”. Ten odruch biegania za orkiestrą pokazuje
atrakcyjność przemysłu rozrywkowego, przy pomocy którego możni tego świata
rozładowują dzisiaj frustracje swoich niewolników.
Ale mniejsza już o to; w końcu to jeszcze w starożytnym Rzymie rzucono
hasło „panem et circenses”, którymi najpierw konsulowie, a potem cesarze
zjednywali sobie tłumy stołecznego pospólstwa, żyjącego dzięki bezpłatnemu
rozdawnictwu egipskiego zboża i oliwy na podstawie słynnej lex frumentaria i
wypełniającemu sobie czas wolny uczestnictwem w widowiskach cyrkowych i
wyścigach rydwanów.
Piłki nożnej jeszcze wtedy nie znano, ale stronnictwa cyrkowe toczyły walki
podobne do tych, jakie dzisiaj prowadzą między sobą sympatycy sportowych
klubów, zwani przez podlizujących się policji gryzipiórów „pseudokibicami”.
Znacznie ciekawsze mogą być jednak następstwa procesu, o którym z satysfakcją,
a nawet nadzieją donosi „Gazeta Wyborcza” – że oto od momentu przyznania Polsce
i Ukrainie radosnego przywileju zorganizowania wspomnianych mistrzostw, „nie
ustaje popyt na spółki budowlane”.
Chodzi oczywiście o tak zwanych inwestorów, którzy na giełdzie kupują akcje
przedsiębiorstwa zajmujących się budownictwem w nadziei na uzyskanie wysokich
dywidend, albo na udaną spekulację na hossę.
Warto tedy przypomnieć, że podobna sytuacja wystąpiła 136 lat temu w Berlinie.
W roku 1871 Prusy rozgromiły Francję w tak zwanej wojnie francusko-pruskiej.
Jednym z narzuconych przez Ottona Bismarcka warunków pokojowych było wypłacenie
przez Francję Niemcom 5 miliardów franków w złocie.
Stanowiło to równowartość miliarda ówczesnych dolarów, a dolar w tych czasach
oznaczał mniej więcej jedną dwudziestą uncji złota (dokładnie w roku 1871 uncja
złota kosztowała 22,4 dolara), podczas gdy teraz uncja złota kosztuje 600
dolarów. W przeliczeniu zatem na złoto, wartość francuskiej kontrybucji
wyniosłaby dzisiaj co najmniej 27 miliardów dolarów, czyli około 80 miliardów
złotych, co mniej więcej odpowiada kosztom organizacji mistrzostw euro 2012
oraz związanym z nimi inwestycji stadionowych, drogowych i hotelowych w Polsce
i na Ukrainie.
Taki deszcz złota spadł na Berlin w okresie zaledwie trzech lat i spowodował
gwałtowny wzrost popytu na akcje spółek, przede wszystkim właśnie budowlanych.
Te spółki w przeważającej większości miały charakter grynderski. Chodzi o to,
że w okresach dobrej koniunktury, kiedy ludzie mają więcej pieniędzy i
poszukują możliwości korzystnego ich ulokowania, pojawiają się filuci,
przedstawiający niebywale korzystne oferty akcji spółek-wydmuszek.
Nie prowadzą one żadnej działalności, poza wyciąganiem pieniędzy od jeleni. Tak
właśnie było z większością spółek budowlanych w Berlinie, a dodatkowego smaczku
dodaje temu okoliczność, że w tym okresie około 90% niemieckich grynderów było
Żydami, z bankierem kanclerza Bismarcka, Gerszonem Bleichroederem na czele.
Ówczesna prasa berlińska niebywale się nasładzała zarówno koniunkturą
gospodarczą, jak i niebywałymi okazjami, całkiem tak samo, jak dzisiaj „Gazeta
Wyborcza” w Warszawie.
Na efekty nie trzeba było długo czekać; kiedy w 1873 roku ustał dopływ
francuskiego złota, na berlińskiej giełdzie nastąpił krach. Wszystkie budowlane
spółki-wydmuszki zbankrutowały, wyciągnąwszy przedtem pieniądze od naiwniaków,
którym się wydawało, że mogą być partnerami zawodowych giełdziarzy. Straty
niemieckich Irokezów sięgnęły podobno aż jednej trzeciej stanu ich posiadania.
Wywołało to oczywiście wśród nich różne refleksje, które dziennikarz Wilhelm
Marr, autor książki „Zwycięstwo judaizmu nad Niemcami” nazwał w roku
1879 „antysemityzmem”.
Historia oczywiście nigdy nie powtarza się dosłownie, ale w tym przypadku
podobieństwa jest tak dużo, że obojętne przejście obok nich jest nie do
pomyślenia, zwłaszcza dla felietonisty. Tym bardziej, że po roku 2012
nieuchronnie nadejdzie rok 2013, no a trzynastki bywają pechowe.
Stanisław Michalkiewicz
www.michalkiewicz.pl
Felieton . "Nasz Dziennik" . 2008-12-06 | www.michalkiewicz.pl
W dniach 1 - 12 grudnia odbywa się w Poznaniu konferencja w sprawie
ratowania klimatu, zorganizowana przez Sekretariat Konwencji Narodów
Zjednoczonych d.s. Zmian Klimatu. Bierze w niej udział ponad 10 tys. osób ze
186 krajów. Uczestników obsługuje ponad 500 ochotników, 500 osób obsługi
technicznej i ponad 800 dziennikarzy, prawdopodobnie też przybyłych z całego
świata. Kiedy piszę ten felieton konferencja trwa w najlepsze, ale jej
produktem ma być dokument nawołujący albo nawet zobowiązujący do
ograniczenia emisji tzw. gazów cieplarnianych, z dwutlenkiem węgla na czele.
Poznańska konferencja, a zwłaszcza istnienie Sekretariatu Konwencji Narodów
Zjednoczonych d.s. Zmian Klimatu pokazuje, że każdy pretekst jest dobry,
żeby na cudzy koszt smacznie wypić, zakąsić i poimprezować. Za Stalina
organizowano międzynarodowe kongresy w obronie pokoju, ale teraz nie ma już
wojen, tylko "operacje pokojowe", więc na żadne kongresy w obronie pokoju
nikt nie da złamanego grosza. Na klimat - aaa, to co innego! Pod pretekstem
"ochrony klimatu" przed "globalnym ociepleniem" państwa silniejsze i
mądrzejsze mogą wyciągać pieniądze od państw słabych i głupich za emisję
dwutlenku węgla ponad ustalone limity. Pod tym samym pretekstem filuci z
"pozarządowych organizacji ekologicznych" mogą szantażować przemysłowców i
wymuszać od nich łapówki w zamian za odstąpienie od blokad i protestów.
Wreszcie różni cwani docenci mogą się doktoryzować i habilitować, "bijąc na
alarm" z powodu "globalnego ocieplenia" - z czego rodzą się fundusze na
naukowe instytuty przelewania z pustego w próżne, międzynarodowe sympozjony
w atrakcyjnych miejscowościach oraz konferencje, na których można wypić,
zakąsić i zabawić się na koszt zagrożonej ludzkości. Najbardziej
reprezentatywnym okazem takiego filuta jest Al Gore, były kandydat na
prezydenta USA, który z braku lepszej alternatywy wymyślił sobie takie
właśnie emploi i nawet zainkasował za to Nagrodę Nobla.
Za największego wroga znękanej ludzkości uznany został dzisiaj dwutlenek
węgla, jako najgroźniejszy z tzw. gazów cieplarnianych. Dzięki gazom
cieplarnianym, zwłaszcza dwutlenkowi węgla i parze wodnej, energia
docierająca do Ziemi ze Słońca nie jest natychmiast wypromieniowywana w
przestrzeń kosmiczną, tylko częściowo zatrzymywana, dzięki czemu w ogóle
istnieje coś takiego, jak klimat. Nie będzie zatem wielkiej przesady w
twierdzeniu, że również ludzkość powstała z tych gazów. Co prawda nie
wszyscy się z tym zgadzają i kiedy Mieczysław Grydzewski zaczął głosić taki
pogląd, Franciszek Fiszer zerwał z nim stosunki towarzyskie, utrzymując, że
w tej sytuacji przyjaźnić się z nim nie może.
Problem wszelako w tym, że ludzie, tzn. przemysł, transport itd, emitują
zaledwie 3 procent dwutlenku węgla wytwarzanego na świecie ze źródeł
naturalnych, tzn. przez oceany, wulkany itp. Można więc postawić pytanie, o
co tak naprawdę w tej całej walce z "globalnym ociepleniem" chodzi - bo jak
nie wiadomo o co chodzi, to na pewno chodzi o pieniądze, ewentualnie - o
władzę.
Konferencja w Poznaniu wyprodukuje zbawienny dokument przeciwko globalnemu
ociepleniu. Ale zwróćmy uwagę, ile gazów cieplarnianych zostanie w tym celu
wytworzonych. W konferencji bierze udział ponad 10 tys. osób ze 186 krajów,
zatem co najmniej 8 tys. musiało przybyć z zagranicy, najprawdopodobniej
samolotami. Do przewiezienia 8 tys. uczestników poznańskiej konferencji
trzeba by zatem użyć 16 Boeingów 767, w rejsach trwających średnio ok. 10
godzin. Musiały one spalić dotychczas co najmniej 1000 ton benzyny,
zużywając do tego co najmniej 44 800 ton powietrza atmosferycznego,
przekształconego w dwutlenek węgla. A ogrzanie przez dwa tygodnie 42 tys. m
kw. powierzchni? A przygotowanie dla każdego uczestnika, wolontariuszy,
obsługi technicznej i dziennikarzy co najmniej 3 posiłków każdego dnia? A
ogrzanie hoteli i gazy cieplarniane wytworzone przy produkcji energii
elektrycznej, niezbędnej do oświetlenia, nagłośnienia i wyemitowania
zbawiennych komunikatów z konferencji na cały znękany świat? A ile węgla i
ropy trzeba było spalić, żeby wytworzyć bogactwo niezbędne do sfinansowania
przelotów i samej konferencji? Nie zapominajmy też, że każdy człowiek zużywa
8 dag powietrza na godzinę, a jak przemawia lub śpiewa, to nawet i 10 dag.
Wskutek samych przemówień przez jeden dzień uczestnicy musieli zepsuć co
najmniej 80 ton cennego powietrza! I co, naprawdę warto? Ileż powietrza
można by zaoszczędzić, gdyby tak mniej gadano o "globalnym ociepleniu", a
zwłaszcza gdyby rozpędzić na cztery wiatry Sekretariat Konwencji Narodów
Zjednoczonych d.s. Zmiany Klimatu - no i wszystkie "organizacje pozarządowe"?
Ale co tam marzyć o tym, kiedy na tym właśnie starsi i mądrzejsi robią
dzisiaj najlepsze interesy?
Stanisław Michalkiewicz
www.michalkiewicz.pl
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza z cyklu "Ścieżka obok drogi"
ukazuje się w "Naszym Dzienniku" w każdy piątek.
Nie gorąco, tylko duszno!
Felieton . "Nasz Dziennik" . 2008-12-06 | www.michalkiewicz.pl
W dniach 1 - 12 grudnia odbywa się w Poznaniu konferencja w sprawie
ratowania klimatu, zorganizowana przez Sekretariat Konwencji Narodów
Zjednoczonych d.s. Zmian Klimatu. Bierze w niej udział ponad 10 tys. osób ze
186 krajów. Uczestników obsługuje ponad 500 ochotników, 500 osób obsługi
technicznej i ponad 800 dziennikarzy, prawdopodobnie też przybyłych z całego
świata. Kiedy piszę ten felieton konferencja trwa w najlepsze, ale jej
produktem ma być dokument nawołujący albo nawet zobowiązujący do
ograniczenia emisji tzw. gazów cieplarnianych, z dwutlenkiem węgla na czele.
Poznańska konferencja, a zwłaszcza istnienie Sekretariatu Konwencji Narodów
Zjednoczonych d.s. Zmian Klimatu pokazuje, że każdy pretekst jest dobry,
żeby na cudzy koszt smacznie wypić, zakąsić i poimprezować. Za Stalina
organizowano międzynarodowe kongresy w obronie pokoju, ale teraz nie ma już
wojen, tylko "operacje pokojowe", więc na żadne kongresy w obronie pokoju
nikt nie da złamanego grosza. Na klimat - aaa, to co innego! Pod pretekstem
"ochrony klimatu" przed "globalnym ociepleniem" państwa silniejsze i
mądrzejsze mogą wyciągać pieniądze od państw słabych i głupich za emisję
dwutlenku węgla ponad ustalone limity. Pod tym samym pretekstem filuci z
"pozarządowych organizacji ekologicznych" mogą szantażować przemysłowców i
wymuszać od nich łapówki w zamian za odstąpienie od blokad i protestów.
Wreszcie różni cwani docenci mogą się doktoryzować i habilitować, "bijąc na
alarm" z powodu "globalnego ocieplenia" - z czego rodzą się fundusze na
naukowe instytuty przelewania z pustego w próżne, międzynarodowe sympozjony
w atrakcyjnych miejscowościach oraz konferencje, na których można wypić,
zakąsić i zabawić się na koszt zagrożonej ludzkości. Najbardziej
reprezentatywnym okazem takiego filuta jest Al Gore, były kandydat na
prezydenta USA, który z braku lepszej alternatywy wymyślił sobie takie
właśnie emploi i nawet zainkasował za to Nagrodę Nobla.
Za największego wroga znękanej ludzkości uznany został dzisiaj dwutlenek
węgla, jako najgroźniejszy z tzw. gazów cieplarnianych. Dzięki gazom
cieplarnianym, zwłaszcza dwutlenkowi węgla i parze wodnej, energia
docierająca do Ziemi ze Słońca nie jest natychmiast wypromieniowywana w
przestrzeń kosmiczną, tylko częściowo zatrzymywana, dzięki czemu w ogóle
istnieje coś takiego, jak klimat. Nie będzie zatem wielkiej przesady w
twierdzeniu, że również ludzkość powstała z tych gazów. Co prawda nie
wszyscy się z tym zgadzają i kiedy Mieczysław Grydzewski zaczął głosić taki
pogląd, Franciszek Fiszer zerwał z nim stosunki towarzyskie, utrzymując, że
w tej sytuacji przyjaźnić się z nim nie może.
Problem wszelako w tym, że ludzie, tzn. przemysł, transport itd, emitują
zaledwie 3 procent dwutlenku węgla wytwarzanego na świecie ze źródeł
naturalnych, tzn. przez oceany, wulkany itp. Można więc postawić pytanie, o
co tak naprawdę w tej całej walce z "globalnym ociepleniem" chodzi - bo jak
nie wiadomo o co chodzi, to na pewno chodzi o pieniądze, ewentualnie - o
władzę.
Konferencja w Poznaniu wyprodukuje zbawienny dokument przeciwko globalnemu
ociepleniu. Ale zwróćmy uwagę, ile gazów cieplarnianych zostanie w tym celu
wytworzonych. W konferencji bierze udział ponad 10 tys. osób ze 186 krajów,
zatem co najmniej 8 tys. musiało przybyć z zagranicy, najprawdopodobniej
samolotami. Do przewiezienia 8 tys. uczestników poznańskiej konferencji
trzeba by zatem użyć 16 Boeingów 767, w rejsach trwających średnio ok. 10
godzin. Musiały one spalić dotychczas co najmniej 1000 ton benzyny,
zużywając do tego co najmniej 44 800 ton powietrza atmosferycznego,
przekształconego w dwutlenek węgla. A ogrzanie przez dwa tygodnie 42 tys. m
kw. powierzchni? A przygotowanie dla każdego uczestnika, wolontariuszy,
obsługi technicznej i dziennikarzy co najmniej 3 posiłków każdego dnia? A
ogrzanie hoteli i gazy cieplarniane wytworzone przy produkcji energii
elektrycznej, niezbędnej do oświetlenia, nagłośnienia i wyemitowania
zbawiennych komunikatów z konferencji na cały znękany świat? A ile węgla i
ropy trzeba było spalić, żeby wytworzyć bogactwo niezbędne do sfinansowania
przelotów i samej konferencji? Nie zapominajmy też, że każdy człowiek zużywa
8 dag powietrza na godzinę, a jak przemawia lub śpiewa, to nawet i 10 dag.
Wskutek samych przemówień przez jeden dzień uczestnicy musieli zepsuć co
najmniej 80 ton cennego powietrza! I co, naprawdę warto? Ileż powietrza
można by zaoszczędzić, gdyby tak mniej gadano o "globalnym ociepleniu", a
zwłaszcza gdyby rozpędzić na cztery wiatry Sekretariat Konwencji Narodów
Zjednoczonych d.s. Zmiany Klimatu - no i wszystkie "organizacje pozarządowe"?
Ale co tam marzyć o tym, kiedy na tym właśnie starsi i mądrzejsi robią
dzisiaj najlepsze interesy?
Stanisław Michalkiewicz
www.michalkiewicz.pl
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza z cyklu "Ścieżka obok drogi"
ukazuje się w "Naszym Dzienniku" w każdy piątek.
i taki michalkiewicz nie zrozumie, ze jest tzw. podwojne dno w tej sprawie.... echh. glupota
prawicy jest nieograniczona.
DZIENNIK LIBERALNY nr 2944 Wtorek, 2 stycznia 2001
ISSN 0867-6860
=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=
Redakcja: Lena Bialkowska (naczelna), Michal Jankowski, Michal Pawlak.
Listy: Lena Bialkowska, Bajonska 3, 03-963 Warszawa
E-mail: <Donosy-Redak@fuw.edu.pl
Copyright (c) 2001 by Michal Jankowski
=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=
Sto tysiecy
warszawiakow powitalo Nowy Rok przed wielobarwnie iluminowanym Palacem
Kultury na pl. Defilad. Przed polnoca uruchomiono na wiezy palacowej
najwiekszy w Polsce zegar. Odbyl sie tez pokaz ogni sztucznych. W
Krakowie o polnocy rozlegl sie hejnal. Z rozdartego brzucha Smoka
Wawelskiego wypadly tysiace balonikow. Na rynku swietowalo ok. 100
tysiecy osob. Wg Komendy Glownej Policji noc sylwestrowa minela
spokojnie, odnotowano 579 kradziezy i 68 rozbojow, w wyniku ktorych 2
osoby zostaly zabite. Jest to zdecydowanie mniej niz w zwykly dzien
roboczy.
Pielegniarki wznawiaja
dzis rozmowy z rzadem. Rozmowy beda prowadzone nie o podwyzkach ale o
"zagadnieniach merytorycznych" - takich jak warunki pracy, normy
obsady, szkolenia. Pielegniarki nie przerwaly protestow. Dzis od lozek
pacjentow odeszly pielegniarki w 133 placowkach sluzby zdrowia a w 28
trwa strajk bezterminowy.
Od 1 stycznia
weszlo w zycie, podpisane 27 wrzesnia 2000 r., porozumienie Polski z
Unia Europejska, o wzajemnej liberalizacji obrotow towarami rolnymi.
Ustalone zostaly kontyngenty na tzw. towary wrazliwe, czyli produkty,
do ktorych zalicza sie m.in. mieso wieprzowe, wolowe, drob, cielecine,
mleko i jego przetwory, pszenice oraz przetwory zbozowe. Polska bedzie
mogla eksportowac do UE 36 tys. ton drobiu rocznie, a importowac z UE
20 tys. ton, bez cla i subsydiow. Obie strony beda mogly sprowadzic po
400 tys. ton zboz i po 9 tys. ton serow.
Nowy system
naliczania subwencji oswiatowej czyli pieniedzy jakie samorzady
dostaja z budzetu panstwa na prowadzenie szkol zaczal obowiazywac od
wczoraj. Resort edukacji wyliczyl, ze na ksztalcenie jednego ucznia
trzeba bedzie wydac 2130 zl rocznie. Samorzadowcy twierdza, ze to za
malo. Bon oswiatowy, obliczany obecnie na podstawie 30 wskaznikow, a
nie 21 jak uprzednio, bedzie wymagal poprawek.
Wyzsza Szkol Dziennikarska
im. Wankowicza w Warszawie zostala w sylwestrowa noc ponownie zajeta
przez odwolana w pazdzierniku dyrekcje (poprzednio do 11 grudnia
okupowala szkole). Wykorzystujac sylwestrowa zabawe i obecnosc wielu
ludzi na schodach prowadzacych do szkoly, 30 osobowa grupa,
przecinajac lancuch wdarla sie do srodka. Marek Grzelewski, Jozef
Szaniawski i Stanislaw Michalkiewicz wraz z ochroniarzami 'odbili'
szkole. Legalne wladze "Wankowicza", w tym Jaroslaw Janas, ktory byl
wspolzalozycielem uczelni przed 5 laty, kraza na zewnatrz przed
zamknieta krata.
Gazeta Wyborcza
ukazala sie dzisiaj w podwojnej postaci, wraz z "proroczym" dodatkiem
wydanym "2 stycznia 2011 r.". Wsrod informacji wiadomosc o ponownym
zjednoczeniu prawicy w formacje AWS-Odrodzenie. Na zdjeciu liderzy
wchodzacych w sklad partii, nieco postarzali ale rozpoznawalni.
Sport
Skoki narciarskie:
Adam Malysz zajal trzecie miejsce na skoczni w Garnisch-Partenkirchen
w 2. konkursie Turnieju Czterech Skoczni. Polak mial najdluzszy skok i
ustanowil rekord skoczni - 129.5 m, ale wygral Kasai z Japonii,
skaczacy krocej, ale za to dostajacy wyzsze noty. W Obersdorfie Malysz
byl czwarty i zajmuje w lacznej klasyfikacji turnieju drugie miejsce.
Zagle:
Polski katamaran Warta-Polpharma wystartowal w niedziele w regatach
dookola swiata. Przed startem omal nie zdezyl sie z paletajacym sie 'na
drodze', wsrod setek jachtow i jachcikow, pasazerskim katamaranem.
Pilka nozna:
Jerzy Dudek, bramkarz reprezentacji Polski, od czerwca bedzie
prawodopodobnie wystepowal w londynskim Arsenalu.
Pogoda
Lekki mroz, lezy troche sniegu, poza miastem zima wyrazniejsza. W Nowy
Rok padal snieg i w czesci Podlasia i Mazur silny wiatr i duze opady
sniegu spowodowaly liczne awarie. 12 tys. gospodarstw domowych w
okolicach Suwalk, Gizycka i Goldapi zostalo bez pradu, gdyz lamiace
sie pod ciezarem sniegu galezie spowodowaly awarie 1.2 tys. stacji
transformatorowych sredniego napiecia. Zaspy powodowaly tez
utrudnienia na drogach. Noworoczne powroty z Zakopanego do Krakowa -
tradycyjnie w korkach na sliskiej, waskiej, zatloczonej szosie.
+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+
Wszystkie prawa zastrzezone.
Regularna redystrybucja bez zgody redakcji zabroniona.
Dopuszczamy obrot pojedynczymi numerami archiwalnymi.
Prenumerata: na zyczenie. Dystrybucja: automatyczna lista
dystrybucyjna e-mail oraz Usenet news, grupa pl.gazety.donosy
Archiwum: http://www.fuw.edu.pl/donosy zawiera numer biezacy,
numery archiwalne oraz instrukcje zapisywania sie na liste
i wypisywania sie z listy abonentow.
+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+- koniec numeru 2944 -+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+
© 2009 Najlepszy miesiąc kawalerski w Polsce !!! - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates